Mans Zelmerlow - Hope&Glory
Czekanie
było nieodłącznym elementem naszego życia. Uczniowie odliczali do pierwszego
dnia wakacji, pary oczekiwały przyjścia na świat ich dziecka, stojący na
przystankach ludzie wypatrywali swoich autobusów. Każdy miał coś, czego nie
mógł się doczekać, a nadejście owego zdarzenia potrafiło przynieść mniej lub
więcej szczęścia, ulgi czy spełnienia. Problem zaczynał się wtedy, gdy nasze
oczekiwanie się wydłużało lub końcowy efekt nie sprostał temu, co sobie
wyobrażaliśmy lub czegoś pragnęliśmy.
Czekanie na
odpowiedź Severina na mój list trwało i trwało, a ja powoli zaczęłam tracić
nadzieję na to, że jakikolwiek odzew nadejdzie. Czułam narastającą we mnie
desperację i byłam bliska zadzwonienia do niego kilkukrotnie, i to w momentach,
które mogłyby się wydawać nieco, hm, idiotyczne? Chociażby ostatnio, gdy
miejscowa Hertha, którą wspierałam, przegrała mecz na własnym boisku z Bayernem
Monachium, którym kibicował Freund. Gadaliśmy o piłce, a w szczególności o
Bundeslidze, nie jeden raz, a kiedy przyszło do starć naszych ulubionych
drużyn, to wydawało się, że rozmowa na ten temat jest nieunikniona. Niestety,
Sev nie pokwapił się, by wysłać nawet na SMS-a w stylu: "Haha, co za frajerzy! Mia San Mia!", a ja zirytowana
odpisałabym: "Lepiej przegrać niż
być kibicem Buyernu Monachrum". Do niczego takiego nie doszło, więc
pozostało mi wkurzanie się z powodu porażki przeciwko aktualnym Niemiec
oraz dalsze łudzenie się, że w wolnej chwili Freund jednak postanowi się do
mnie odezwać.
Mijały
tygodnie, a co za tym szło - zbliżał się koniec roku. Klara nie dałaby mi żyć,
gdybym spędziła kolejnego Sylwestra spędziła w domu, więc wpadła na jakże
genialny pomysł zabrania mnie do... Garmisch-Partenkirchen. Tak, tego
Garmisch-Partenkirchen, gdzie w Nowy Rok odbywa się konkurs Turnieju Czterech
Skoczni. Fakt, moja przyjaciółka miała swoją małą tradycję i jeździła tam do
swojej rodziny, poza tym 31 grudnia ona i Freitag będą mieli swoją rocznicę
poznania się, lecz znałam ją zbyt dobrze, by nie zorientować się, że zabranie
mnie tam miało mi pomóc w skonfrontowaniu się z Severinem. Miałam ochotę
podziękować jej i udusić ją za to jednocześnie, ale hej! To wszystko wynikało z
mojej miłości jaką darzyłam pannę Hermann, która nie byłaby sobą, gdyby sobie
ot tak odpuściła i nie pomogła mi w rozwiązaniu tej dręczącej mnie sprawy.
Jakby nie patrzeć to ona po części sprawiła, że ja i Sev mogliśmy się lepiej
poznać i do siebie zbliżyć.
- Vicky,
rozchmurz się, przynajmniej na moment – nalegała Klara, gdy siedziałyśmy w jej
samochodzie w drodze do Ga-Pa. – Hm? Możesz to dla mnie zrobić?
- Nie jestem
tego taka pewna – odparłam, po czym wyszczerzyłam do niej zęby w najbardziej
sztucznym uśmiechu, na jaki było mnie stać. – Lepiej?
-
Rozczarowujesz mnie, dziewczyno – zażartowała, nie odrywając wzroku od jezdni. –
Co ten Severin w tobie widzi, nie mam pojęcia.
- Pieprz się
– warknęłam i bynajmniej nie było to typowy „przyjacielski” rozkaz, jak to
zwykle bywało, ale naprawdę w tamtym momencie Klara mnie wkurzyła. I zdawałam
sobie sprawę, że było to głupie, bo przecież nie powiedziała nic, co mogłoby
mnie obrazić. – Nie ma co we mnie widzieć.
Klarę
wyraźnie zaskoczył mój nagły napad złości, więc bąknęła krótkie „Przepraszam” i
więcej się nie odzywała. Poczułam się jak największa kretynka na świecie, bo to
ja powinnam była przepraszać Klarę za moje nieprzewidywalne huśtawki nastrojów,
a nie ona mnie. Dziewczyna wydawała się tym ani trochę przejmować i skupiła się
na jak najszybszym i najbezpieczniejszym dotarciu na miejsce.
Wyciągnęłam
słuchawki z kieszeni spodni, po czym zaczęłam się bawić w rozplątywanie ich.
Gdy w końcu tego dokonałam mogłam w spokoju posłuchać muzyki, starając się przy
tym oderwać od dręczących mnie myśli, co łatwe nie było. Świadomość tego, że od
spotkania z Severinem dzieliło mnie tak niewiele przyprawiało mnie o stres i
radość w tym samym momencie, co tworzyło niezłą mieszankę emocji. Sama nie
wiedziałam do końca czego się spodziewać po takim czasie i czy on w ogóle
chciał się ze mną zobaczyć. W końcu nie odzywał się do mnie przez ostatnie
tygodnie, a gdyby mu zależało na kontakcie ze mną to by się tak nie zachowywał.
Z drugiej strony wiedziałam, że jest środek sezonu, co oznaczało podróże, nawał
treningów i zmęczenie, więc nie miałam prawa aż tak wkurzać się na Seva, że się
do mnie nie odzywał.
Wsłuchiwałam
się w głos Chrisa Martina i utkwiłam wzrok w krajobrazie za szybą. Poczułam
zakłopotanie, gdy przyłapałam się na cichym podśpiewywaniu razem z wokalistą
Coldplay, lecz miłość do muzyki była silniejsza. Każdego dnia tęskniłam za
graniem na pianinie, które tak uwielbiałam i zawsze pozwalało mi uciec od
wszystkich przytłaczających mnie problemów. Mogłam zatracać się w
wydobywających się z instrumentu dźwiękach, pozwalając na to, by grane przeze
mnie melodie mną zawładnęły i zabrały mnie do lepszego świata. Nieważne czy to
dzień, noc, lato, zima - pianino przyciągało mnie swoją mocą o każdej porze.
Wiedziałam też, jak bardzo Lucas lubił moje domowe "koncerty", miał
swoje ulubione utwory, więc starałam się je grać jak najczęściej. Kiedy odszedł
nie byłam w stanie nawet zbliżyć się do klawiszy, bo każda zagrana nutka
boleśnie przypominała mi o tym, że już go ze mną nie było, nie usiądzie obok,
by wpatrywać się w moje rozbiegane po klawiaturze palce i nie odwiedzie mnie od
instrumentu łaskotkami i pocałunkami.
Zacisnęłam
powieki i wzięłam kilka głębszych oddechów, by nie pozwolić zbierającym się
łzom wydostać. Klara jak gdyby wyczuła, że coś jest nie tak, pociągnęła za
kabelek od słuchawek, by po chwili zacząć śpiewać piosenkę "Hey Jude" Beatlesów, którą
uwielbiałyśmy i tekst obie znałyśmy na pamięć. Uśmiechnęłam się do niej z
wdzięcznością i pokiwałam głową na znak, że już jest w porządku, po czym
wróciłam do swojej playlisty, ale tym razem do jej mniej przygnębiającej
części.
*
Lubiłam
przyjeżdżać do dziadków Klary, którzy traktowali mnie jak członka rodziny odkąd
po raz pierwszy się u nich pojawiłam. Pan Sebastian miał tendencję do
opowiadania różnych historii z czasów, gdy – jak sam mówił – był jeszcze piękny
i młody, a wszystkie kobietki w okolicach oglądały się właśnie za nim. Za to
pani Denise piekła najlepsze czekoladowe ciasteczka na świecie i nie znałam
osoby, która mogłaby się im oprzeć. Gdybym mogła to spędziłabym całe życie na
jedzeniu ich, siedzeniu na kanapie w swoim mieszkaniu i oglądaniu piłki nożnej.
Zapewne po paru miesiącach sama wyglądałabym jak wielka chodząca (lub raczej
tocząca się) piłka, ale te pyszności były tego warte.
Stałam
przed lustrem w pokoju, przyglądając się dokładnie swojemu odbiciu. Poprawiłam
swoją „małą czarną”, obróciłam się kilka razy wokół własnej osi i westchnęłam
ciężko. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po ostatnim wieczorze 2014
roku. Z pewnością nie byłam zwolenniczką tworzenia listy z postanowieniami
noworocznymi ani gadania, że wraz z początkiem nowego roku stanę się ulepszoną
wersją samej siebie. Dla mnie to nie miało sensu, bo każdy dzień był dobry na
zmiany w swoim życiu. Miałam jedynie nadzieję, że będę się dobrze bawić, choć z
każdą minutą moje chęci do wyjścia z domu malały, a zdenerwowanie związane z
prawdopodobnym spotkaniem się z Freundem rosło.
Usłyszałam
skrzypnięcie drzwi, a po chwili w pomieszczeniu pojawiła się Klara ubrana w
śliczną błękitną sukienkę, która idealnie pasowała do koloru jej tęczówek.
Zbliżyła się do mnie i przytuliła do siebie, czym mnie zaskoczyła i z początku
nie wiedziałam, jak się zachować, ale odruchowo odwzajemniłam jej uścisk. Kiedy
się od siebie odsunęłyśmy spostrzegłam, że uśmiecha się ze łzami w oczach.
-
Wszystko w porządku? – zapytałam, na co ona pokiwała twierdząco głową w mało
przekonywujący sposób. – Hej, co się dzieje?
-
Nic, nic, ja po prostu… - mamrotała niepewnie ze zwieszoną głową. – Rozmawiałam
z babcią o tobie.
-
O mnie?
-
Tak, o tobie.
-
Oh… I co w związku z tym?
Dziewczyna
pociągnęła mnie za rękę, po czym obie usiadłyśmy na łóżku. Naprawdę zaczęłam
się martwić, co takiego chciała mi powiedzieć, ale nie chciałam jej naciskać,
więc cierpliwie czekałam.
-
Wspominałyśmy jak przyjechaliście tutaj z Lucasem niedługo po waszym ślubie.
Babcia powiedziała, że widziała w was siebie i dziadka sprzed lat: zakochanych
do szaleństwa, którzy mieli całe życie przed sobą – mówiła Klara, cały czas
ściskając moją dłoń. – Nawet nie masz pojęcia, jaka jestem z ciebie dumna,
Vicky. Wiem, jak było ci ciężko po tym co się stało i czasami wręcz za bardzo
na ciebie naciskałam, żebyś przestała patrzeć wstecz, ale wiesz, że robiłam to,
bo cię kocham, prawda?
-
Wiem – odparłam, ocierając mokre policzki. Matko, jaką ja byłam paskudną beksą.
– Czemu mówisz mi to wszystko teraz?
-
Jakiś taki refleksyjny dzień – odpowiedziała i obie się zaśmiałyśmy. –
Widziałam, że byłaś smutna w samochodzie… Przepraszam, jeśli cię uraziłam.
-
Nie, to ja przegięłam. Czasami reaguję zbyt impulsywnie. Znasz mnie.
-
I to aż za dobrze. Jakim cudem ja z tobą tyle wytrzymałam?
Pokręciłam
głową z rozbawieniem, po czym podniosłam się z miejsca i ponagliłam ją do wyjścia.
Przyszedł czas na zabawę, a nie na smutki.
*
Po
kolejnej przetańczonej piosence postanowiłyśmy zrobić sobie przerwę i usiąść
przy wolnym stoliku, po czym zamówiłyśmy sobie po drinku. Klara po raz kolejny
w ciągu ostatnich kilkunastu minut spojrzała na wyświetlacz telefonu, ale
Richard nie raczył wysłać ani jednej wiadomości, a miał być już godzinę temu,
co moją przyjaciółkę niepokoiło.
-
Okej, jutro są zawody – mówiła, coraz bardziej wkurzona i nabuzowana. – Jutro
ma zawody, więc wymknięcie się z hotelu ot tak nie jest proste. Ale czy
wysłanie pieprzonego SMS-a jest takie trudne?!
-
Hej, na pewno przyjdzie za niedługo – powiedziałam, starając się ją uspokoić.
Tylko
że po upływie kolejnych dwudziestu minut blondynka przestała mieć nadzieję na
to, że Freitag raczy się pojawić. Widziałam, że złością próbowała ukryć smutek
i ani trochę się jej nie dziwiłam.
-
Trudno – rzekła nagle. – Nie będę się tym przejmować. Chcę spędzić tę noc jak
należy.
To
powiedziawszy wstała od stolika i zaczęła przeciskać się w stronę baru.
Podążyłam za nią, ale ta zachowywała się jakby miała mnie gdzieś, a moje usilne
prośby o to, żeby nie robiła nic głupiego były jak mówienie do głuchego. Zero
reakcji. Nie zamierzałam towarzyszyć Klarze w jej szaleńczym zapędzie
zapomnienia o Richardzie, ani tym bardziej nie chciałam robić za jej niańkę.
Jej rozczarowanie było zrozumiałe, ale czy upijanie się i tańczenie z kim
popadnie miało sprawić, że przygnębienie związane z nieobecnością skoczka
zniknie?
Cholera,
chyba to ja miałam problem ze swoim byciem sztywniarą. Sylwester w
Garmisch-Partenkirchen, a ja właśnie opuszczałam lokal, nie chcąc być
obserwatorką wygłupów mojej przyjaciółki. Zastanawiałam się tylko, co będzie
nazajutrz, jeśli Klara zdecydowałaby się na spotkanie z Freitagiem po
zawodach.
Wyszłam
na zewnątrz i zaczęłam się rozglądać za jakimś pobliskim postojem taksówek.
Krążyłam przez kilka minut w pobliżu klubu, aż w końcu zdecydowałam się wrócić
na nogach. Mogłabym w sumie jeszcze raz spróbować wyciągnąć pannę Hermann z tej
durnej imprezy, ale to raczej nie miało sensu.
Zirytowana
przebiegiem ostatniej nocy 2014 roku, ruszyłam w stronę domu dziadków Klary.
Mijałam rozbawionych i nieco wstawionych ludzi, którzy wyraźnie dobrze się
bawili, w przeciwieństwie do mnie. Wtem spostrzegłam znajomą żółtą kurtkę, a
już po chwili stałam oko w oko z jej właścicielem. Sterczeliśmy jak wryci na
środku chodnika, nie wiedząc, jak się zachować ani co powiedzieć. Od ostatniego
naszego spotkania minął ponad miesiąc, a ja czułam się jakbym nie widziała go
dobrych kilka lat. Niezręczna cisza panująca między nami tylko pogarszała
sytuację i oboje mieliśmy problem, by z tego wybrnąć.
-
Victoria - powiedział głosem pełnym... no właśnie czego? Nigdy go takiego nie
słyszałam i nie umiałam dobrze określić jego tonu. - Myślałem, że będziecie z
Klarą w klubie.
-
Powiedzmy, że ten wieczór nie poszedł po jej myśli - odparłam, na co on pokiwał
głową, dając mi znak, że zrozumiał moją aluzję co do ich spóźnienia. - Richie
nie będzie miał łatwo.
-
Na pewno sobie poradzą... A my?
My. Na dźwięk tego słowa moje
serce przyśpieszyło, nad czym nie mogłam zapanować. Nad niczym już nie
panowałam i powoli wszystko wymykało mi się spod kontroli.
-
Chciałem odpowiedzieć na twój list - mówił dalej, nie odrywając ode mnie
wzroku. - Im dłużej milczałem, tym bardziej się bałem, że już nie chcesz mnie
znać. Żadne słowa nie wydawały mi się odpowiednie.
Pokiwałam
głową ze zrozumieniem, po czym pociągnęłam go za rękaw, by poszedł za mną. Jego
przyjście nic nie zmieniało i nadal chciałam się stąd jak najszybciej ulotnić.
Severin zerkał na mnie co chwilę, wyczekując jakiejkolwiek reakcji na to, co
powiedział. Nie byłam w stanie skupić się na zebraniu wszystkich myśli w jedną
całość.
-
Cały czas czekałam na jakiś znak od ciebie - wymamrotałam zdenerwowana. - Ale w
końcu doszłam do wniosku, że być może przytłoczyłam cię swoją przeszłością.
-
Nie - zaprzeczył, łapiąc mnie za rękę, jak gdyby tym gestem chciał mnie upewnić
w tym, że się myliłam. – Po prostu nie mogłem uwierzyć, że jedna osoba tak
wiele przeszła. Twoje wyznanie jedynie utwierdziło mnie w tym, co już wcześniej
o tobie sądziłem.
-
Czyli co? - spytałam i się zatrzymałam. Blondyn przyciągnął mnie do siebie z
uśmiechem na twarzy. - Sev?
-
Victorio Endler - zaczął, cały czas patrząc mi w oczy, obejmując mnie mocniej -
Jesteś szczera, piękna, mądra, zabawna...
-
Powiedz mi coś, czego nie wiem.
-
O, do tego bardzo skromna!
-
Freund...
Sev
zaśmiał się i wywrócił oczami, by parę sekund przejść do konkretów. I to
takich, których nic nie mogłoby przebić. Jego wargi były ciepłe i przyjemne, a
ja od razu zapragnęłam więcej. Położyłam dłoń na jego policzku, nie odrywając
się od niego ani na sekundę i przedłużyłam nasz pocałunek. Pierwszy,
wyczekiwany, rozwiązujący wszelkie niedopowiedzenia.
-
Vicky - wyszeptał, opierając swoim czołem o moje. - Tęskniłem. Tak cholernie.
-
Severinie, co to za słownictwo? - odrzekłam i zachichotałam, a on uciszył mnie
kolejnym całusem. – Kurczę, mogłabym się do tego przyzwyczaić.
-
Nic nie stoi na przeszkodzie – odparł w tak beztroski sposób i uwierzyłam, że
to mogłoby się udać. Ale tylko na moment. – Coś nie tak?
Wyplątałam
się z jego objęć, po czym ruszyłam w dalszą drogę. Freund niewiele myśląc
podążył za mną, by po chwili złapać mnie za ramiona i zatrzymać przed dalszym
maszerowaniem.
-
Nie odzywałeś się, w końcu się pojawiasz, całujesz mnie i jeszcze pytasz, czy
coś jest nie tak? – wyrzuciłam z siebie, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
-
Ja… Ja nie chciałem, żeby to wszystko tak wyglądało – szeptał, opierając swoje
czoło o moje. – Zależy mi na tobie, i to bardzo. Niech mnie piorun trzaśnie,
jeśli kłamię.
Zaczęłam
rozglądać się za śladami błyskawic, ale nic takiego nie miało miejsca. Severin
patrzył na mnie uśmiechając się zawadiacko, starając się mnie tym udobruchać.
Tanie męskie sztuczki: to miał być ten moment, gdy miało mi zmięknąć serce i
kolana powinny się ugiąć. Zamiast tego część mnie chciała go spoliczkować, zaś
druga ponownie pocałować. W co ja się wpakowałam? Byłam za stara na jakieś
zauroczenia czy miłostki, to nie było dla mnie.
-
Posłuchaj mnie – zaczął i złapał mnie za dłonie. – Każdy ma jakiś bagaż
doświadczeń: jeden może przypominać torebkę, drugi wielki kufer przykrych
wspomnień. Nie obchodzi mnie ich rozmiar, jedyne co mnie obchodzi to to, że
chcę go dźwigać razem z tobą, rozumiesz?
-
Rozumiem – odpowiedziałam i cmoknęłam go w policzek. – Ja po prostu nie wiem,
czy jestem na to gotowa.
-
W porządku, lecz ja się tak łatwo nie poddam.
Nagle
rozległ się huk, a niebo rozświetliło
się dziesiątkami kolorów. Podziwiałam fajerwerki, nie wypuszczając ręki
Severina, co wydawało mu się ani trochę nie przeszkadzać. Gdzieś tam w środku
cieszyłam się, że mogłam spędzać pierwsze minuty 2015 roku właśnie z nim, nawet
jeśli oboje wyobrażaliśmy sobie to nieco inaczej.
-
Szczęśliwego Nowego Roku, Vicky.
-
Szczęśliwego Nowego Roku, Sev.
*
Kilka
dni później wszystko wywróciło się do góry nogami i to za sprawą jednego
wykonanego telefonu do Freunda. Stwierdziłam, że skoro doszliśmy do
porozumienia, to mogliśmy wrócić do naszego dawnego trybu wieczornych rozmów i
byłam pewna, że Severin poprze mój pomysł. Nie przewidziałam jednak jednej
istotnej rzeczy…
-
Słucham? – usłyszałam po drugiej stronie głos należący do kobiety. Poczułam jak
robi mi się słabo i nie byłam w stanie się odezwać. – Halo?
-
Ekhm, mogę rozmawiać z Severinem? – wydusiłam z siebie w końcu.
-
Jest w łazience – poinformowała mnie i choć jej nie widziałam, to byłam pewna,
że uśmiecha się teraz złośliwie pod nosem. – Coś przekazać?
- Nie, dziękuję – odpowiedziałam, starając się nie rzucić komórką o ścianę. – Dobranoc.
- Nie, dziękuję – odpowiedziałam, starając się nie rzucić komórką o ścianę. – Dobranoc.
***
CIĄG DALSZY NASTĄPI.
Naprawdę, wracam tu w listopadzie
Tymczasem możecie mnie szukać na pozostałych blogach, a wszystkie adresy znajdziecie w zakładce "Autorka". ;)