czwartek, 2 lipca 2015

{ 07 }

Mans Zelmerlow - Hope&Glory


Czekanie było nieodłącznym elementem naszego życia. Uczniowie odliczali do pierwszego dnia wakacji, pary oczekiwały przyjścia na świat ich dziecka, stojący na przystankach ludzie wypatrywali swoich autobusów. Każdy miał coś, czego nie mógł się doczekać, a nadejście owego zdarzenia potrafiło przynieść mniej lub więcej szczęścia, ulgi czy spełnienia. Problem zaczynał się wtedy, gdy nasze oczekiwanie się wydłużało lub końcowy efekt nie sprostał temu, co sobie wyobrażaliśmy lub czegoś pragnęliśmy.
Czekanie na odpowiedź Severina na mój list trwało i trwało, a ja powoli zaczęłam tracić nadzieję na to, że jakikolwiek odzew nadejdzie. Czułam narastającą we mnie desperację i byłam bliska zadzwonienia do niego kilkukrotnie, i to w momentach, które mogłyby się wydawać nieco, hm, idiotyczne? Chociażby ostatnio, gdy miejscowa Hertha, którą wspierałam, przegrała mecz na własnym boisku z Bayernem Monachium, którym kibicował Freund. Gadaliśmy o piłce, a w szczególności o Bundeslidze, nie jeden raz, a kiedy przyszło do starć naszych ulubionych drużyn, to wydawało się, że rozmowa na ten temat jest nieunikniona. Niestety, Sev nie pokwapił się, by wysłać nawet na SMS-a w stylu: "Haha, co za frajerzy! Mia San Mia!", a ja zirytowana odpisałabym: "Lepiej przegrać niż być kibicem Buyernu Monachrum". Do niczego takiego nie doszło, więc pozostało mi wkurzanie się  z powodu porażki przeciwko aktualnym Niemiec oraz dalsze łudzenie się, że w wolnej chwili Freund jednak postanowi się do mnie odezwać. 
Mijały tygodnie, a co za tym szło - zbliżał się koniec roku. Klara nie dałaby mi żyć, gdybym spędziła kolejnego Sylwestra spędziła w domu, więc wpadła na jakże genialny pomysł zabrania mnie do... Garmisch-Partenkirchen. Tak, tego Garmisch-Partenkirchen, gdzie w Nowy Rok odbywa się konkurs Turnieju Czterech Skoczni. Fakt, moja przyjaciółka miała swoją małą tradycję i jeździła tam do swojej rodziny, poza tym 31 grudnia ona i Freitag będą mieli swoją rocznicę poznania się, lecz znałam ją zbyt dobrze, by nie zorientować się, że zabranie mnie tam miało mi pomóc w skonfrontowaniu się z Severinem. Miałam ochotę podziękować jej i udusić ją za to jednocześnie, ale hej! To wszystko wynikało z mojej miłości jaką darzyłam pannę Hermann, która nie byłaby sobą, gdyby sobie ot tak odpuściła i nie pomogła mi w rozwiązaniu tej dręczącej mnie sprawy. Jakby nie patrzeć to ona po części sprawiła, że ja i Sev mogliśmy się lepiej poznać i do siebie zbliżyć.
- Vicky, rozchmurz się, przynajmniej na moment – nalegała Klara, gdy siedziałyśmy w jej samochodzie w drodze do Ga-Pa. – Hm? Możesz to dla mnie zrobić?
- Nie jestem tego taka pewna – odparłam, po czym wyszczerzyłam do niej zęby w najbardziej sztucznym uśmiechu, na jaki było mnie stać. – Lepiej?
- Rozczarowujesz mnie, dziewczyno – zażartowała, nie odrywając wzroku od jezdni. – Co ten Severin w tobie widzi, nie mam pojęcia.
- Pieprz się – warknęłam i bynajmniej nie było to typowy „przyjacielski” rozkaz, jak to zwykle bywało, ale naprawdę w tamtym momencie Klara mnie wkurzyła. I zdawałam sobie sprawę, że było to głupie, bo przecież nie powiedziała nic, co mogłoby mnie obrazić. – Nie ma co we mnie widzieć.
Klarę wyraźnie zaskoczył mój nagły napad złości, więc bąknęła krótkie „Przepraszam” i więcej się nie odzywała. Poczułam się jak największa kretynka na świecie, bo to ja powinnam była przepraszać Klarę za moje nieprzewidywalne huśtawki nastrojów, a nie ona mnie. Dziewczyna wydawała się tym ani trochę przejmować i skupiła się na jak najszybszym i najbezpieczniejszym dotarciu na miejsce. 
Wyciągnęłam słuchawki z kieszeni spodni, po czym zaczęłam się bawić w rozplątywanie ich. Gdy w końcu tego dokonałam mogłam w spokoju posłuchać muzyki, starając się przy tym oderwać od dręczących mnie myśli, co łatwe nie było. Świadomość tego, że od spotkania z Severinem dzieliło mnie tak niewiele przyprawiało mnie o stres i radość w tym samym momencie, co tworzyło niezłą mieszankę emocji. Sama nie wiedziałam do końca czego się spodziewać po takim czasie i czy on w ogóle chciał się ze mną zobaczyć. W końcu nie odzywał się do mnie przez ostatnie tygodnie, a gdyby mu zależało na kontakcie ze mną to by się tak nie zachowywał. Z drugiej strony wiedziałam, że jest środek sezonu, co oznaczało podróże, nawał treningów i zmęczenie, więc nie miałam prawa aż tak wkurzać się na Seva, że się do mnie nie odzywał.
Wsłuchiwałam się w głos Chrisa Martina i utkwiłam wzrok w krajobrazie za szybą. Poczułam zakłopotanie, gdy przyłapałam się na cichym podśpiewywaniu razem z wokalistą Coldplay, lecz miłość do muzyki była silniejsza. Każdego dnia tęskniłam za graniem na pianinie, które tak uwielbiałam i zawsze pozwalało mi uciec od wszystkich przytłaczających mnie problemów. Mogłam zatracać się w wydobywających się z instrumentu dźwiękach, pozwalając na to, by grane przeze mnie melodie mną zawładnęły i zabrały mnie do lepszego świata. Nieważne czy to dzień, noc, lato, zima - pianino przyciągało mnie swoją mocą o każdej porze. Wiedziałam też, jak bardzo Lucas lubił moje domowe "koncerty", miał swoje ulubione utwory, więc starałam się je grać jak najczęściej. Kiedy odszedł nie byłam w stanie nawet zbliżyć się do klawiszy, bo każda zagrana nutka boleśnie przypominała mi o tym, że już go ze mną nie było, nie usiądzie obok, by wpatrywać się w moje rozbiegane po klawiaturze palce i nie odwiedzie mnie od instrumentu łaskotkami i pocałunkami.
Zacisnęłam powieki i wzięłam kilka głębszych oddechów, by nie pozwolić zbierającym się łzom wydostać. Klara jak gdyby wyczuła, że coś jest nie tak, pociągnęła za kabelek od słuchawek, by po chwili zacząć śpiewać piosenkę "Hey Jude" Beatlesów, którą uwielbiałyśmy i tekst obie znałyśmy na pamięć. Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością i pokiwałam głową na znak, że już jest w porządku, po czym wróciłam do swojej playlisty, ale tym razem do jej mniej przygnębiającej części.
                                                                                                                         
*

Lubiłam przyjeżdżać do dziadków Klary, którzy traktowali mnie jak członka rodziny odkąd po raz pierwszy się u nich pojawiłam. Pan Sebastian miał tendencję do opowiadania różnych historii z czasów, gdy – jak sam mówił – był jeszcze piękny i młody, a wszystkie kobietki w okolicach oglądały się właśnie za nim. Za to pani Denise piekła najlepsze czekoladowe ciasteczka na świecie i nie znałam osoby, która mogłaby się im oprzeć. Gdybym mogła to spędziłabym całe życie na jedzeniu ich, siedzeniu na kanapie w swoim mieszkaniu i oglądaniu piłki nożnej. Zapewne po paru miesiącach sama wyglądałabym jak wielka chodząca (lub raczej tocząca się) piłka, ale te pyszności były tego warte.
Stałam przed lustrem w pokoju, przyglądając się dokładnie swojemu odbiciu. Poprawiłam swoją „małą czarną”, obróciłam się kilka razy wokół własnej osi i westchnęłam ciężko. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po ostatnim wieczorze 2014 roku. Z pewnością nie byłam zwolenniczką tworzenia listy z postanowieniami noworocznymi ani gadania, że wraz z początkiem nowego roku stanę się ulepszoną wersją samej siebie. Dla mnie to nie miało sensu, bo każdy dzień był dobry na zmiany w swoim życiu. Miałam jedynie nadzieję, że będę się dobrze bawić, choć z każdą minutą moje chęci do wyjścia z domu malały, a zdenerwowanie związane z prawdopodobnym spotkaniem się z Freundem rosło.
Usłyszałam skrzypnięcie drzwi, a po chwili w pomieszczeniu pojawiła się Klara ubrana w śliczną błękitną sukienkę, która idealnie pasowała do koloru jej tęczówek. Zbliżyła się do mnie i przytuliła do siebie, czym mnie zaskoczyła i z początku nie wiedziałam, jak się zachować, ale odruchowo odwzajemniłam jej uścisk. Kiedy się od siebie odsunęłyśmy spostrzegłam, że uśmiecha się ze łzami w oczach.
- Wszystko w porządku? – zapytałam, na co ona pokiwała twierdząco głową w mało przekonywujący sposób. – Hej, co się dzieje?
- Nic, nic, ja po prostu… - mamrotała niepewnie ze zwieszoną głową. – Rozmawiałam z babcią o tobie.
- O mnie?
- Tak, o tobie.
- Oh… I co w związku z tym?
Dziewczyna pociągnęła mnie za rękę, po czym obie usiadłyśmy na łóżku. Naprawdę zaczęłam się martwić, co takiego chciała mi powiedzieć, ale nie chciałam jej naciskać, więc cierpliwie czekałam.
- Wspominałyśmy jak przyjechaliście tutaj z Lucasem niedługo po waszym ślubie. Babcia powiedziała, że widziała w was siebie i dziadka sprzed lat: zakochanych do szaleństwa, którzy mieli całe życie przed sobą – mówiła Klara, cały czas ściskając moją dłoń. – Nawet nie masz pojęcia, jaka jestem z ciebie dumna, Vicky. Wiem, jak było ci ciężko po tym co się stało i czasami wręcz za bardzo na ciebie naciskałam, żebyś przestała patrzeć wstecz, ale wiesz, że robiłam to, bo cię kocham, prawda?
- Wiem – odparłam, ocierając mokre policzki. Matko, jaką ja byłam paskudną beksą. – Czemu mówisz mi to wszystko teraz?
- Jakiś taki refleksyjny dzień – odpowiedziała i obie się zaśmiałyśmy. – Widziałam, że byłaś smutna w samochodzie… Przepraszam, jeśli cię uraziłam.
- Nie, to ja przegięłam. Czasami reaguję zbyt impulsywnie. Znasz mnie.
- I to aż za dobrze. Jakim cudem ja z tobą tyle wytrzymałam?
Pokręciłam głową z rozbawieniem, po czym podniosłam się z miejsca i ponagliłam ją do wyjścia. Przyszedł czas na zabawę, a nie na smutki.

*

Po kolejnej przetańczonej piosence postanowiłyśmy zrobić sobie przerwę i usiąść przy wolnym stoliku, po czym zamówiłyśmy sobie po drinku. Klara po raz kolejny w ciągu ostatnich kilkunastu minut spojrzała na wyświetlacz telefonu, ale Richard nie raczył wysłać ani jednej wiadomości, a miał być już godzinę temu, co moją przyjaciółkę niepokoiło.
- Okej, jutro są zawody – mówiła, coraz bardziej wkurzona i nabuzowana. – Jutro ma zawody, więc wymknięcie się z hotelu ot tak nie jest proste. Ale czy wysłanie pieprzonego SMS-a jest takie trudne?!
- Hej, na pewno przyjdzie za niedługo – powiedziałam, starając się ją uspokoić.
Tylko że po upływie kolejnych dwudziestu minut blondynka przestała mieć nadzieję na to, że Freitag raczy się pojawić. Widziałam, że złością próbowała ukryć smutek i ani trochę się jej nie dziwiłam.
- Trudno – rzekła nagle. – Nie będę się tym przejmować. Chcę spędzić tę noc jak należy.
To powiedziawszy wstała od stolika i zaczęła przeciskać się w stronę baru. Podążyłam za nią, ale ta zachowywała się jakby miała mnie gdzieś, a moje usilne prośby o to, żeby nie robiła nic głupiego były jak mówienie do głuchego. Zero reakcji. Nie zamierzałam towarzyszyć Klarze w jej szaleńczym zapędzie zapomnienia o Richardzie, ani tym bardziej nie chciałam robić za jej niańkę. Jej rozczarowanie było zrozumiałe, ale czy upijanie się i tańczenie z kim popadnie miało sprawić, że przygnębienie związane z nieobecnością skoczka zniknie?
Cholera, chyba to ja miałam problem ze swoim byciem sztywniarą. Sylwester w Garmisch-Partenkirchen, a ja właśnie opuszczałam lokal, nie chcąc być obserwatorką wygłupów mojej przyjaciółki. Zastanawiałam się tylko, co będzie nazajutrz, jeśli Klara zdecydowałaby się na spotkanie z Freitagiem po zawodach. 
Wyszłam na zewnątrz i zaczęłam się rozglądać za jakimś pobliskim postojem taksówek. Krążyłam przez kilka minut w pobliżu klubu, aż w końcu zdecydowałam się wrócić na nogach. Mogłabym w sumie jeszcze raz spróbować wyciągnąć pannę Hermann z tej durnej imprezy, ale to raczej nie miało sensu.
Zirytowana przebiegiem ostatniej nocy 2014 roku, ruszyłam w stronę domu dziadków Klary. Mijałam rozbawionych i nieco wstawionych ludzi, którzy wyraźnie dobrze się bawili, w przeciwieństwie do mnie. Wtem spostrzegłam znajomą żółtą kurtkę, a już po chwili stałam oko w oko z jej właścicielem. Sterczeliśmy jak wryci na środku chodnika, nie wiedząc, jak się zachować ani co powiedzieć. Od ostatniego naszego spotkania minął ponad miesiąc, a ja czułam się jakbym nie widziała go dobrych kilka lat. Niezręczna cisza panująca między nami tylko pogarszała sytuację i oboje mieliśmy problem, by z tego wybrnąć.
- Victoria - powiedział głosem pełnym... no właśnie czego? Nigdy go takiego nie słyszałam i nie umiałam dobrze określić jego tonu. - Myślałem, że będziecie z Klarą w klubie.
- Powiedzmy, że ten wieczór nie poszedł po jej myśli - odparłam, na co on pokiwał głową, dając mi znak, że zrozumiał moją aluzję co do ich spóźnienia. - Richie nie będzie miał łatwo.
- Na pewno sobie poradzą... A my?
My. Na dźwięk tego słowa moje serce przyśpieszyło, nad czym nie mogłam zapanować. Nad niczym już nie panowałam i powoli wszystko wymykało mi się spod kontroli.
- Chciałem odpowiedzieć na twój list - mówił dalej, nie odrywając ode mnie wzroku. - Im dłużej milczałem, tym bardziej się bałem, że już nie chcesz mnie znać. Żadne słowa nie wydawały mi się odpowiednie.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem, po czym pociągnęłam go za rękaw, by poszedł za mną. Jego przyjście nic nie zmieniało i nadal chciałam się stąd jak najszybciej ulotnić. Severin zerkał na mnie co chwilę, wyczekując jakiejkolwiek reakcji na to, co powiedział. Nie byłam w stanie skupić się na zebraniu wszystkich myśli w jedną całość. 
- Cały czas czekałam na jakiś znak od ciebie - wymamrotałam zdenerwowana. - Ale w końcu doszłam do wniosku, że być może przytłoczyłam cię swoją przeszłością.
- Nie - zaprzeczył, łapiąc mnie za rękę, jak gdyby tym gestem chciał mnie upewnić w tym, że się myliłam. – Po prostu nie mogłem uwierzyć, że jedna osoba tak wiele przeszła. Twoje wyznanie jedynie utwierdziło mnie w tym, co już wcześniej o tobie sądziłem.
- Czyli co? - spytałam i się zatrzymałam. Blondyn przyciągnął mnie do siebie z uśmiechem na twarzy. - Sev?
- Victorio Endler - zaczął, cały czas patrząc mi w oczy, obejmując mnie mocniej - Jesteś szczera, piękna, mądra, zabawna...
- Powiedz mi coś, czego nie wiem.
- O, do tego bardzo skromna!
- Freund...
Sev zaśmiał się i wywrócił oczami, by parę sekund przejść do konkretów. I to takich, których nic nie mogłoby przebić. Jego wargi były ciepłe i przyjemne, a ja od razu zapragnęłam więcej. Położyłam dłoń na jego policzku, nie odrywając się od niego ani na sekundę i przedłużyłam nasz pocałunek. Pierwszy, wyczekiwany, rozwiązujący wszelkie niedopowiedzenia. 
- Vicky - wyszeptał, opierając swoim czołem o moje. - Tęskniłem. Tak cholernie.
- Severinie, co to za słownictwo? - odrzekłam i zachichotałam, a on uciszył mnie kolejnym całusem. – Kurczę, mogłabym się do tego przyzwyczaić.
- Nic nie stoi na przeszkodzie – odparł w tak beztroski sposób i uwierzyłam, że to mogłoby się udać. Ale tylko na moment. – Coś nie tak?
Wyplątałam się z jego objęć, po czym ruszyłam w dalszą drogę. Freund niewiele myśląc podążył za mną, by po chwili złapać mnie za ramiona i zatrzymać przed dalszym maszerowaniem.
- Nie odzywałeś się, w końcu się pojawiasz, całujesz mnie i jeszcze pytasz, czy coś jest nie tak? – wyrzuciłam z siebie, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Ja… Ja nie chciałem, żeby to wszystko tak wyglądało – szeptał, opierając swoje czoło o moje. – Zależy mi na tobie, i to bardzo. Niech mnie piorun trzaśnie, jeśli kłamię.
Zaczęłam rozglądać się za śladami błyskawic, ale nic takiego nie miało miejsca. Severin patrzył na mnie uśmiechając się zawadiacko, starając się mnie tym udobruchać. Tanie męskie sztuczki: to miał być ten moment, gdy miało mi zmięknąć serce i kolana powinny się ugiąć. Zamiast tego część mnie chciała go spoliczkować, zaś druga ponownie pocałować. W co ja się wpakowałam? Byłam za stara na jakieś zauroczenia czy miłostki, to nie było dla mnie.
- Posłuchaj mnie – zaczął i złapał mnie za dłonie. – Każdy ma jakiś bagaż doświadczeń: jeden może przypominać torebkę, drugi wielki kufer przykrych wspomnień. Nie obchodzi mnie ich rozmiar, jedyne co mnie obchodzi to to, że chcę go dźwigać razem z tobą, rozumiesz?
- Rozumiem – odpowiedziałam i cmoknęłam go w policzek. – Ja po prostu nie wiem, czy jestem na to gotowa.
- W porządku, lecz ja się tak łatwo nie poddam.
Nagle rozległ się huk,  a niebo rozświetliło się dziesiątkami kolorów. Podziwiałam fajerwerki, nie wypuszczając ręki Severina, co wydawało mu się ani trochę nie przeszkadzać. Gdzieś tam w środku cieszyłam się, że mogłam spędzać pierwsze minuty 2015 roku właśnie z nim, nawet jeśli oboje wyobrażaliśmy sobie to nieco inaczej.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Vicky.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Sev.

*

Kilka dni później wszystko wywróciło się do góry nogami i to za sprawą jednego wykonanego telefonu do Freunda. Stwierdziłam, że skoro doszliśmy do porozumienia, to mogliśmy wrócić do naszego dawnego trybu wieczornych rozmów i byłam pewna, że Severin poprze mój pomysł. Nie przewidziałam jednak jednej istotnej rzeczy…
- Słucham? – usłyszałam po drugiej stronie głos należący do kobiety. Poczułam jak robi mi się słabo i nie byłam w stanie się odezwać. – Halo?
- Ekhm, mogę rozmawiać z Severinem? – wydusiłam z siebie w końcu.
- Jest w łazience – poinformowała mnie i choć jej nie widziałam, to byłam pewna, że uśmiecha się teraz złośliwie pod nosem. – Coś przekazać?
- Nie, dziękuję – odpowiedziałam, starając się nie rzucić komórką o ścianę. – Dobranoc.

***

CIĄG DALSZY NASTĄPI.
Naprawdę, wracam tu w listopadzie
Tymczasem możecie mnie szukać na pozostałych blogach, a wszystkie adresy znajdziecie w zakładce "Autorka". ;)