środa, 16 września 2015

{ 08 }


Przekroczyłam próg mieszkania i nareszcie mogłam odetchnąć z ulgą. Nie spodziewałam się, że praca sekretarki może być taka męcząca: umawianie i odwoływanie spotkań, robienie szefowi kawy i latanie za milionem innych pierdół dawało mi w kość niemal codziennie. Lubiłam tę robotę i dobrze się tam czułam, jednakże powrót do domu był najlepszym momentem każdego dnia.
Zorientowałam się, że coś było nie tak w chwili, gdy spostrzegłam, że wszędzie było cicho, a światła były zgaszone w kuchni i salonie. Zdjęłam kurtkę i powiesiłam ją na wieszaku, kozaki ustawiłam obok zimowych butów Lucasa, po czym ruszyłam do naszej sypialni. Im bliżej jej się znajdowałam, tym moje serce przyśpieszało.
Policzyłam do pięciu, chwyciłam za klamkę i weszłam do środka. Na obu stolikach nocnych oraz parapecie paliły się świeczki. Lucas stał z założonymi rękami i ewidentnie wyczekiwał mojego przyjścia. Poczułam się pewniej, gdy obdarzył mnie jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Zamknęłam drzwi za sobą, a następnie zbliżyłam się do chłopaka i wtuliłam się w niego.
- Cześć – wyszeptał, przejeżdżając dłonią po moich plecach. – Cieszę się, że jesteś, bo mam ci coś ważnego do powiedzenia.
Nie dopuszczałam do siebie myśli, że to kiedykolwiek mogłoby się wydarzyć, ale to się działo i to właśnie tamtej chwili. A ja jedynie sterczałam jak kołek, wpatrywałam się w twarz Lucasa i nie wierzyłam, że on chce to zrobić.
Zaczęło to docierać do mnie dopiero w momencie, kiedy uklęknął przede mną na kolano i ujął moją rękę. Odruchowo drugą dłonią zasłoniłam sobie usta, by stłumić wzbierający się płacz, ale było za późno.
 - Victorio – zaczął z przejęciem, patrząc mi w oczy. – Czy zostaniesz moją żoną i uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie?
Łzy spływały mi po policzkach i wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa przychodziło mi z trudem, więc pomachałam energicznie głową i wydusiłam z siebie krótkie „Tak”. Z niedowierzaniem przyglądałam się pierścionkowi, który kilka sekund temu znalazł się na serdecznym palcu prawej ręki. Poczułam przyjemną błogość i falę szczęścia, które uświadamiały mi o tym, że nie śniłam.
- Kocham cię – wyszeptałam i musnęłam jego usta. – I nigdy nie przestanę.

*

Uderzałam paznokciem o kubek, który jeszcze parę minut temu był wypełniony malinową herbatą. Dzieciaki goniły na zewnątrz, podczas gdy ja postanowiłam zostać sama w jadalni. Potrzebowałam samotności odkąd tylko przyszłam dzisiejszego ranka do sierocińca.
Przez moją głowę przewinęło się setki myśli, czego powodem była rozmowa z nieznajomą kobietą poprzedniego wieczora. Dlaczego aż tak bardzo się tym przejmowałam, skoro to równie dobrze mogła być jakaś kuzynka Severina? Zdawałam sobie sprawę z tego jak śmiesznie to brzmiało, a wyjście na naiwniaczkę było ostatnim, czego mi teraz było trzeba.
Nie chciałam wierzyć w to, że Sev mógłby mieć drugą. Ironia, bo ja przecież nie mogłam nawet nazwać siebie „tą pierwszą”. Wszystkie słowa, wypowiedziane przez skoczka w sylwestrową noc, nie dawały o sobie zapomnieć. Chciałam wiedzieć, co jest grane i jednocześnie obawiałam się prawdy.
- Przeszkadzam?
Sophia jak zawsze była uśmiechnięta i pełna pozytywnej energii, którą zarażała pracowników i małych podopiecznych. Sama poczułam się trochę lepiej, widząc jak siada naprzeciw mnie, gotowa na to, by po raz kolejny wysłuchać moich żali i coś doradzić. Kobieta nie zadawała pytań, czekała cierpliwie aż zechcę mówić.
- Po śmierci Lucasa obiecałam sobie, że nie będę się wplątywać już w żaden poważny związek, bo nie przeżyłabym straty kolejnej osoby, którą kocham.
- A potem?
- Potem poznałam Seva.
Już, powiedziałam to, wszyscy mogliby w tamtym momencie wstać i zacząć klaskać, że w końcu się do tego przyznałam. Tak, zależało mi na Freundzie i to bardziej, niż mi się wydawało. Smutne jest to, że potrzebowałam do tego uczucia zazdrości, które zakuło mnie w środku, gdy jego telefon odebrała inna dziewczyna.
Zadeklarował się, że poczeka ile trzeba i uwierzyłam mu, ale co jeśli doszedł do wniosku, że to nie miało żadnego sensu? Mógłby związać się z kimś, kto nie był obarczony tak wielkim bagażem doświadczeń, który na każdym kroku naszego wspólnego życia dawałby się o sobie znać.
 - Rozmawialiśmy o nas... Tak jakby - mówiłam dalej, patrząc na nieco zmartwioną twarz Sophii. - Boję się zaryzykować, rozumiesz? Im bardziej chcę spróbować, tym więcej obaw się pojawia.
- Vicky, powiedz mu o tym, co czujesz – rzekła dyrektorka domu dziecka i uśmiechnęła się, próbując dodać mi otuchy. – Latanie w pojedynkę nie jest tak ekscytujące, wiesz?
Narastający mętlik rozsadzał mi głowę. Podziękowałam Sophii za rozmowę i postanowiłam się pójść na krótki spacer, by w spokoju wszystko sobie poukładać, co do łatwych zadań nie należało.
Przede wszystkim musiałam pogadać z Severinem, bo sprawa z nieznajomą ciągle mnie dręczyła. Zachowywałam się jak szalona zazdrośnica, ale nie mogłam nic poradzić na to, że moja wyobraźnia podsuwała mi scenariusze, w których na samym końcu targałam tę koleżankę Freunda za włosy. Nie byłam fanką przemocy, a bójka o faceta była głupotą, ale nie potrafiłam zapanować nad wzbierającą się we mnie frustracją.
Dobijał mnie również fakt, że skoczek mieszkał tak daleko, a do tego był środek sezonu, co wiązało się z licznymi treningami oraz wyjazdami, od których nie było możliwości go oderwać ani ja nie mogłam nagle pędzić do jego w domu w Monachium, na trening do Willingen czy na najbliższy konkurs do Bad Mitterndorf, by się z nim rozmówić. Nie pozostało mi nic innego jak czekanie i zbieranie wszystkiego do kupy, bo ileż można być emocjonalną rozsypką?
Skierowałam się w stronę dzieci i opiekunek, które powoli zbierały się do środka. Rozglądałam się w poszukiwaniu Klary i dopiero po chwili zauważyłam jak gani dwóch chłopców, którzy ewidentnie coś przeskrobali. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym podeszłam do Lisy, która kończyła przyozdabiać bałwana.
- Jak się nazywa twój nowy kolega? – zagaiłam, obdarzając śnieżnego człowieka przelotnym spojrzeniem.
- Severin – odparła dziewczynka i zaśmiała się zadowolona ze swojej odpowiedzi. – Wybacz, ale usłyszałam kawałek twojej rozmowy z panią Sophią i doszłam do wniosku, że to imię pasuje idealnie.
- Lisa! – krzyknęłam oburzona, jednocześnie nie mogąc powstrzymać chichotu. – Po pierwsze: nieładnie jest podsłuchiwać, a po drugie: nie możesz przyrównywać Severina do bałwana.
- Przepraszam – powiedziała, lecz nie było widać po niej żadnej skruchy ze swojego występku. – Po prostu nie chcę, żebyś się więcej przez niego smuciła.
Westchnęłam ciężko i przytuliłam ją do siebie. To niesamowite, że krótka wymiana zdań z nią potrafiła mnie podnieść nieco na duchu i sprawić, że uśmiech pojawił się na mojej twarzy dłużej niż na 3 sekundy.
Kilka minut później cała ferajna wróciła do budynku, bo powoli zbliżała się pora obiadowa. Przy wejściu dogoniłam Klarę, która spojrzała na mnie zatroskana, na co ja uniosłam kąciki ust, ale nie wyszło zbyt wiarygodnie, skoro w odpowiedzi wywróciła oczami i nic nie powiedziała.

*

Po raz pierwszy w życiu miałam oglądać skoki sama, bo Klara spędzała cały weekend z mamą. W sobotnie popołudnie usadowiłam się wygodnie na kanapie z nadzieją na emocjonujący konkurs na Kulm. Po tym jak poprzedniego dnia Freund w drugiej serii treningowej pobił rekord skoczni, liczyłam, że i w zawodach pokaże się z równie dobrej strony.
Dzięki tym wszystkim gadkom mojej przyjaciółki, nie czułam się już taka zielona w tym sporcie. Z uwagą przyglądałam się każdemu skokowi, zwracając przy tym uwagę na to, czy skoczkowie w odpowiednim momencie się wybijają, w jakim stylu skaczą i czy lądują z telemarkiem. Może nie byłam jeszcze ekspertem, ale z każdym kolejnym konkursem czułam, że skoki podobają mi się coraz bardziej i nie zauważyłam nawet kiedy zaczęłam wyczekiwać kolejnych konkursów.
Gdy zobaczyłam Severina siadającego na belkę, odruchowo ścisnęłam kciuki i czekałam aż trener da mu znak. Nie minęła minuta, a on już znajdował się w powietrzu. Z zachwytem przyglądałam się jego sylwetce w locie, nie mogąc uwierzyć, że osiąganie takich długości jest możliwe, a jednak! Severin poleciał na odległość 227,5 metra, dzięki czemu prowadził w konkursie. Tuż zanim czaił się Austriak, co sprawiało, że druga seria zapowiadała się na jeszcze ciekawiej.
Ostatecznie Freund nie pozwolił sobie odebrać wygranej i zdeklasował rywali: nad drugim Stefanem Kraftem miał 26 punktów przewagi. Szczerzyłam się jak głupia, widząc uradowanego blondyna, który zwyciężył po raz drugi w tym sezonie.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przychodzącego SMS-a. Wzięłam telefon, odblokowałam go i odczytałam wiadomość od Klary.

„Ciekawe, co go tak uskrzydliło. Proponuję ankietę:
a) Ty
b) Victoria Endler
c) Obie odpowiedzi są poprawne”

Pokręciłam głową z rozbawieniem i zaczęłam szybko wstukiwać odpowiedź.

„d) Andreas Wank
e) Coś sobie uroiłaś
f) Obie odpowiedzi są poprawne”

*

Krążyłam po sypialni, zastanawiając się, czy powinnam była do niego zadzwonić z gratulacjami. Cholera, nie było żadnego powodu do panikowania, to tylko zwykła przyjacielska pogawędka. Westchnęłam, po czym wybrałam numer do skoczka. Przy czwartym sygnale poczułam zrezygnowanie i byłam bliska naciśnięcia czerwonej słuchawki, ale w tym momencie Severin odebrał.
- Słucham?
- Cześć.
- O, Vicky! – zawołał zaskoczony. – Miło cię słyszeć.
- Emm… Ciebie również – odparłam bez przekonania. Boże, to była nasza najbardziej drętwa rozmowa w historii. – Dzwonię, bo chciałam pogratulować i życzyć powodzenia w jutrzejszym konkursie.
Severin podziękował, a zaraz potem zapadła cisza, która mi ciążyła i pchała do tego, by pożegnać się jak najszybciej i zapomnieć o tej rozmowie, ale nie mogłam. Szybko rozważyłam wszystkie za i przeciw, podejmując decyzję, by nie zwlekać z tą sprawą dłużej.
- Dzwoniłam do ciebie dzień po zakończeniu Turnieju Czterech Skoczni – wypaliłam. Mogłam ugryźć się w język i z tym poczekać, lecz było już za późno. – Odebrała jakaś kobieta i… Sev, chcę wiedzieć kim ona jest.
- To moja była – powiedział to tak szybko, jakby chciał oderwać plaster lub zrzucić z siebie ciężar. – Przepraszam, mogłem o niej wspomnieć…
- Kochasz ją jeszcze? – padło z moich ust, nie pozwalając mu skończyć.
Idiotka. Czemu działałam tak lekkomyślnie?
- Nie wiem.
Zacisnęłam powieki i wzięłam głęboki wdech. Wypuściłam powietrze, usiadłam na łóżku i rozluźniłam zaciśniętą w pięść dłoń.
- Nie wiem, czy jeszcze ją kocham – powtórzył z większą pewnością siebie. – Ale doskonale wiem, co czuję do ciebie.
Chciałam to usłyszeć, tak bardzo, ale nie w taki sposób. Nie wyobrażałam sobie siebie płaczącej we własnej sypialni, oddalonej od niego o ponad 700 kilometrów, lecz życie już po raz kolejny pokazało mi, że los lubi płatać figle.
- To co do mnie czujesz nie ma znaczenia, jeśli nadal ci na niej zależy. 
Nie czekałam na jego reakcję. Zamiast tego wyłączyłam komórkę, wrzuciłam ją do szuflady stolika nocnego i opatuliłam się kołdrą. Marzyłam o tym, by wrócić do dnia zaręczyn z Lucasem, bo wiedziałam wtedy, że nawet gdybym straciła wszystko, to miałabym jego. Szkoda tylko, że śmierć chłopaka uświadomiła mi, że to on był tym wszystkim. 

***

Witam, pamięta ktoś jeszcze mnie, Vicky i Seva?
Można powiedzieć, że powoli wracam do pisania, ale nie obiecuję, że wrócę tu prędko. Chcę też zająć się innymi blogami, na których już zalega kurz. Z pewnością możecie się mnie tu spodziewać wraz z nowym sezonem, a czy pojawię wcześniej? Tego nie wiem.
W każdym razie - fajnie znowu tu być. ;)