niedziela, 29 listopada 2015

{ 09 }


Wpatrywałam się w telefon, zastanawiając się czy powinnam zadzwonić lub do niego napisać. Wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię to skończy się jak poprzednio – znowu będziemy mieć ciche dni, oddalimy się od siebie i pozwolimy by pojawiające się na naszej drodze przeszkody zaburzały nasze relacje. A przecież wszystko zmierzało już ku lepszemu… Przynajmniej tak mi się wydawało.  Naprawdę miałam wrażenie, że Lucas patrzy na mnie z góry i załamuje ręce nad moją nieudolnością, nawet nie zdziwiłabym się, gdyby faktycznie tak było.
Wściekła na samą siebie wrzuciłam telefon do torebki, po czym wróciłam do pomieszczenia pełnego śpiewających dzieci usadowionych na podłodze wokół Sophii, która przygrywała im na gitarze. Pewnie stałabym tak dłużej, gdyby Leonie nie zawołała mnie do siebie i nie powiedziała, że ktoś czeka na mnie przed wejściem. Zdziwiona założyłam kurtkę i buty, po czym wyszłam na zewnątrz na spotkanie z… Freitagiem. Tak, to właśnie Richard był tym owym gościem, który mnie wyczekiwał.
- Nie spodziewałam się ciebie tutaj – powiedziałam i cmoknęłam go w policzek na powitanie. – Coś się stało?
- Oj, czy od razu musiało się coś stać? – odparł i wywrócił oczami. – Chciałem o czymś z tobą pogadać. Masz czas na spacer?
- Jasne – zgodziłam się, po czym ruszyliśmy na krótką przechadzkę. – No więc, powiesz mi czym się tak stresujesz czy sama mam zgadywać?
- Pf, ja zestresowany? Proszę cię. Chyba mnie pomyliłaś z tym ciumkiem Wellingerem – rzekł kpiąco. – Zgaduj, masz 3 szanse.
- Jakaś podpowiedź?
- Nie chodzi o moje włosy.
- Cholera, a już miałam nadzieję, że zetniesz te kłaki…
- Te kłaki, jak je nazwałaś, są kwintesencją mojej doskonałej osoby.
- Doskonałej, ta, od dupy strony chyba…
- Od tej strony zwłaszcza!
Pokręciłam głową z rozbawieniem, po czym usiedliśmy we dwójkę na pobliskiej ławce, uprzednio strzepując z niej śnieg. Miałam ochotę wrócić do środka zamiast siedzieć na zewnątrz, ale wiedziałam, że wtedy spokojna rozmowa będzie niemożliwa. Dzieciaki od razu się zlecą, otoczą Freitaga i skoczek nie będzie mógł stamtąd wyjść przez następne parę godzin, więc nic innego nam nie zostało.
- Chcę żeby Klara ze mną zamieszkała – wydusił z siebie w końcu, a ja omal nie spadłam tyłkiem na ziemię, kiedy to usłyszałam. – Matko, to aż taki zły pomysł?
- Nie, oczywiście, że nie! – zaprzeczyłam pośpiesznie i spojrzałam na Richarda z niedowierzaniem. – To naprawdę duży krok.
- Wiem i przez to boję się, że nic z tego nie wyjdzie.
- Zwariowałeś? Będzie wniebowzięta! – powiedziałam podekscytowana jak sześciolatek na widok prezentów pod choinką. – Naprawdę myślę, że powinniście to zrobić.
- Nie byłbym tego taki pewien – to mówiąc wziął do rąk kupkę śniegu i zaczął ją formować w śnieżkę, po czym rzucił kulkę przed siebie. – Klara była w kilku związkach i żaden nie trwał zbyt długo.
- Richie, z wami jest inaczej – odparłam i położyłam mu dłoń na ramieniu. – Mówię poważnie, znam ją na wylot i umiem dostrzec różnicę.
Freitag jednak nie był przekonany. W sumie nie mogłam się mu dziwić, bo był okres, kiedy w życiu mojej przyjaciółki co chwilę pojawiał się nowy facet. Jednym poświęcała uwagę tylko przez jeden wieczór, inni mogli nacieszyć się jej towarzystwem przez kilka tygodni. Był jeden szczęśliwiec, z którym była blisko pięć miesięcy i zabrała go jako osobę towarzyszącą na ślub mój i Lucasa. Wszyscy się nastawiali na to, że w końcu znalazł się ten, co usidlił pannę Hermann, lecz i on został odesłany z kwitkiem. Jak widać nie było powodu do rozpaczy, skoro w jej życiu pojawił się Richard.
Klara długo nie wspominała mi nawet słowem o poznaniu kogoś w sylwestra. Chyba sama przed sobą nie potrafiła się przyznać do tego, że wpadła po uszy i raczej szybko jej nie przejdzie. Korciło mnie, żeby powiedzieć o tym wszystkim Richardowi, lecz jego dziewczyna powinna to zrobić za mnie. Zamiast tego trąciłam go łokciem, żeby przestał tak dumać i się niepotrzebnie smucić, ale on w odwecie wysmarował mi policzki śniegiem, który miał na rękawiczkach.
- Ty cholero, a ja ci pomóc chciałam – warknęłam, po czym się roześmiałam. – Słuchaj, musisz zaryzykować. Inaczej nic nie zyskasz, a tylko możesz stracić.
- Zaryzykować, ta? – powtórzył po mnie, a ja pokiwałam twierdząco głową. – Czemu ty tego nie zrobisz?
- Wiedziałam! – zawołałam i wyrzuciłam ręce do nieba w geście irytacji. – Myślałam, że chociaż ty mi tego nie wytkniesz.
- Jesteście dorośli, musicie w końcu postawić sprawę jasno.
- Chciałabym mu wyznać to wszystko, co we mnie siedzi, naprawdę.
- No to do boju, dziewczyno! Cycki w górę, uśmiech na twarz i mu to mówisz.
- Nie mogę.
- W sumie masz rację. Z cyckami może być problem.
Richard jęknął z bólu po tym jak uderzyłam go pięścią w ramię. Kurczę, jaki on delikatny, myślałby kto. Może lepiej żeby Klara z nim nie mieszkała, bo jakby im wpadł złodziej do domu to prędzej ona by z nim stanęła oko w oko niż skoczek. Jednak wydało się kto nosi spodnie w tym związku.
- Dobra, teraz będę poważny – rzekł i chrząknął, po czym popatrzył na mnie z uśmiechem. – Jesteś świetną dziewczyną i pasujecie do siebie z Sevem. Tylko weźcie się w garść.
- Dzięki, Richie – odparłam wdzięczna za naszą rozmowę. – Takie słowa wiele dla mnie znaczą.
- Moje błogosławieństwo już macie. Dogadajcie się jakoś, bo założyłem się z Wankiem, że zostaniesz matką dzieci Freunda.
- Ty to umiesz popsuć nastrój.
Oboje parsknęliśmy śmiechem, po czym wstaliśmy z ławki i ruszyliśmy w kierunku samochodu Freitaga. Ta pogadanka dodała mi nieco odwagi, lecz nie rozwiała moich wątpliwości. Byłam pewna jednego: musiałam jak najszybciej rozmówić się z Severinem, najlepiej w cztery oczy.

*

Jedyne o czym marzyłam po spędzeniu całego dnia ze zgrają dzieci to ciepła kąpiel. Potem sobie odpalę jakiś film albo wskoczę do łóżka i będę jutro spać do południa, skoro mam wolne. Naprawdę lubiłam swoją pracę, co było ironią, bo kiedy byłam na ich miejscu to nienawidziłam tego miejsca i wiem, że one też chciałyby się z niego wyrwać. Mimo to cieszyłam się, że w jakimś stopniu mogę wraz z innymi opiekunami przygotować je do dalszego życia, jakie je czeka po opuszczenia sierocińca za te kilka bądź kilkanaście lat.
Mozolnym krokiem wdrapywałam się na swoje piętro w bloku. Nagle stanęłam jak wryta, gdy spostrzegłam, że u szczytu schodów siedzi Severin, który na mój widok uśmiechnął się z zakłopotaniem i wstał z miejsca. Pokonałam ostatnie stopnie i już po chwili znalazłam się obok przyglądającego mi się z uwagą Freunda.
- Cześć – przywitałam się i musnęłam jego policzek. – Długo na mnie czekasz?
- Nie, w sumie to nie – odpowiedział, ale po jego minie widziałam, że trochę kręci. Nie chciałam się o to sprzeczać, zamiast tego wyjęłam klucze z kieszeni i otworzyłam drzwi do mieszkania. – Wiesz, jeśli przeszkadzam to mogę wpaść innym razem.
- Nie wygłupiaj się nawet – to mówiąc pociągnęłam go za rękaw do środka. – Jest prawie 20, co ty tu robisz o tej porze?
- To trochę długa historia.
Ściągnęliśmy z siebie zimowe ubrania, po czym oboje skierowaliśmy się do saloniku i usiedliśmy na kanapie. Czułam się dziwnie swobodnie, mimo tego, że od naszej ostatniej rozmowy telefonicznej nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Gestem ręki dałam mu znak, że czekam aż zacznie opowiadać co go do mnie sprowadza.
- Klara zadzwoniła do mnie, czy moglibyśmy się spotkać – zaczął, a widząc moją minę szybko dodał: - Proszę cię, nie zabijaj jej, ona naprawdę chce dobrze dla nas. Stwierdziła, że rozmowy z tobą nic jej nie dają, więc zwróciła się do mnie.
- Boże, Richard jest sprytniejszy niż myślałam – wyrzuciłam z siebie, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Twój kolega z kadry przyjechał do sierocińca ze mną pogadać. Niby rozmowa miała dotyczyć jego wspólnego zamieszkania z Klarą, ale i tak w końcu temat zszedł na mnie i ciebie.
Dwie cwane cholery, od samego początku bawili się w swatki, ale teraz to już przesadzili. Chociaż kiedy patrzyłam na siedzącego obok mnie Severina to chyba jednak powinnam im być wdzięczna. Cieszyłam się, że w końcu możemy normalnie pogadać, no i… tęskniłam za nim. Cholernie, nawet bardziej niż mi się wydawało. Gdybym nie miała w sobie jakiejś głupiej blokady to rzuciłabym mu się na szyję na korytarzu.
- Naprawdę jechałeś tutaj tylko po to, by pogadać z Klarą?
- Nie. Chciałem się z tobą zobaczyć.
Na dźwięk tych słów nie potrafiłam się nie uśmiechnąć. Po chwili wstałam i pomaszerowałam po wino i dwa kieliszki. Zaskoczony Freund uniósł brwi, ale nie zaprotestował.
- Spokojnie, możesz zostać u mnie na noc – oświadczyłam i zarumieniłam się, bo dotarło do mnie jak mogło to zabrzmieć. – W końcu po coś mam ten pokój gościnny.
- Może być nawet podłoga, mi to nie przeszkadza.
Jakąś minutę później siedzieliśmy ze szkłem w dłoniach i się nie odzywając. Ta cisza trochę mi ciążyła, ale wolałam chwilę pomilczeć niż palnąć coś niewłaściwego. Wtem skoczek zrobił minę jakby nad głową zapaliła mu się żarówka znana z kreskówek.
- Mam pomysł – powiedział i zerknął na mnie niepewnie. – Wiem, to banalne, ale myślę, że to może wypalić.
- Przejdź do rzeczy, mój drogi – ponagliłam go zniecierpliwiona.
- Będziemy sobie zadawać na przemian pytania, kiedy odpowiemy to będziemy mogli wziąć łyk wina. Zgoda? – zapytał, a ja pokiwałam głową. – Zacznij.
- Okej, więc… dlaczego rozstałeś się ze swoją byłą?
- Ho, pojechałaś z grubej rury już na samym początku.
- Wolę mieć to już za sobą.
- Każde z nas widziało nasz związek inaczej. Caren zawsze mnie wspierała, kochaliśmy się i dużo rozmawialiśmy o naszej przyszłości, tylko… Powiedziałem jej jasno, że nie chcę mieć jeszcze dzieci, bo moja kariera nabrała tempa i nie zamierzam być ojcem tylko przez kilka miesięcy w roku. Caren uważała, że założenie rodziny i skoki  można pogodzić, w końcu wielu tak robi, więc czemu ja nie? Ale ja się uparłem, nie spodziewając się tego, że ona postanowi odejść.
- Co było dalej?
- Walczyłem o nią, ale każde z nas obstawiało przy swoim. Już sam nie wiedziałem co robić, ostatecznie się poddałem i pozwoliłem jej odejść. Kiedy ostatnio u mnie była, przyjechała jedynie po resztę swoich rzeczy.
Widząc jego smutek, żałowałam, że zaczęliśmy grać w tę głupią grę. Sięgnęłam do jego dłoni i splotłam nasze palce razem, uśmiechając się do niego pocieszająco. Sev ścisnął moją rękę, po czym upił trochę wina.
- Moja kolej – rzekł i popatrzył mi prosto w oczy. – Opowiedz mi o Lucasie.
- Oh. Nawet nie wiem od czego zacząć – oznajmiłam i westchnęłam. – Był moim przyjacielem, który z czasem stał się moim chłopakiem, aż w końcu mężem. Kochałam go… kocham go za to, że zawsze wierzył we mnie i przypominał o tym, że nie powinnam czuć się gorsza, bo wychowywałam się bez rodziców. Gry na gitarze nauczyła go ciotka Klary. Uwielbiał jeździć na swoim pieprzonym motorze, który mi go odebrał…
- Nie musisz mówić dalej, jeśli nie chcesz – przerwał mi, przysuwając się do mnie bliżej. – Przepraszam, mogłem wymyślić lepsze pytanie.
- Nie, Sev, cieszę się, że o tym rozmawiamy – odparłam i zebrałam w sobie siły, by kontynuować. – Miał też swoje wady. Nie umiał tańczyć, na naszym weselu cały czas deptał mi stopy. Nigdy po sobie nie sprzątał, był spóźnialski i ciągle coś gubił. Kiedy się kłóciliśmy to wkurzony wychodził do kolegów albo szedł na motor. Matko, jak ja tego nienawidziłam.
- Czy tego dnia… też się posprzeczaliście?
Pokręciłam przecząco głową, bo nie byłam w stanie nic więcej z siebie wydusić. Severin zabrał nasze kieliszki, odstawił je na stolik i wziął mnie w ramiona. Boże, chciałam zostać w nich już na zawsze, ale po chwili odsunęłam się od niego i uśmiechnęłam na znak, że wszystko jest okej.
- Mogę cię o coś prosić?
- Tak?
- Zagraj mi coś na pianinie.
Spojrzałam na instrument stojący w drugim kącie pokoju i jakieś kilka sekund potem już oboje przy nim siedzieliśmy. Przez dobrą minutę wpatrywałam się w klawisze, po czym zaczęłam grać „A whole new world” z Aladyna. Sev przysłuchiwał w skupieniu, aż ni stąd ni zowąd mi przerwał.
- Coś nie tak? – zapytałam, a on się roześmiał. – Ej, pytam serio.
- Nie, uwielbiam słuchać jak grasz – odparł. – Ciebie też uczyła ciotka Klary?
- Tak, po raz kolejny udowadniając jaką jest wspaniałą osobą – odpowiedziałam. – Dlaczego mi przerwałeś?
- Bo mam kolejny pomysł.
- O matko.
- Nie, ten jest lepszy! – starał się mnie przekonać, ale bałam się, co tym razem mu przyszło do głowy. – Nauczysz mnie tej melodii?
- Jeszcze nigdy nikogo nie uczyłam! – zawołałam, ale w sumie byłam ciekawa jak nam to wyjdzie. – Zagram krótki fragment, a ty spróbujesz go powtórzyć.
Freund się zgodził i tym razem jeszcze uważniej przyglądał się ruchom moich palców. Potem zrobiliśmy zamianę, ale musiałby mieć w sobie muzycznego geniusza, gdyby od razu mu wyszło. Chichotałam coraz bardziej, kiedy widziałam, że zupełnie mu to nie idzie i nie był nawet blisko zagrania tego poprawnie. W końcu się nad nim zlitowałam, splatając nasze palce tak, jak wcześniej, gdy siedzieliśmy na kanapie i próbowałam zagrać tę piosenkę razem z nim. Na początku szło nam naprawdę pokracznie, lecz nie pozwoliłam Severinowi zabrać rąk i już sama końcówka wyszła nam naprawdę dobrze.
- Vicky – wyszeptał moje imię Sev, ujął palcami mój podbródek i odwrócił moją głowę tak, żebym na niego patrzyła. – Był kiedyś moment, gdy chciałem trzymać się od ciebie z daleka. Zapomnieć i nie wplątywać się w żadne bliższe relacje, ale nie mogłem tego zrobić i myślę, że wiesz dlaczego.
Wiele razy zastanawiałam się nad tym, kiedy człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że się w kimś zakochuje. Siedząc obok Severina przy pianinie z utkwionym wzrokiem w jego oczach doszłam do wniosku, że to się po prostu czuje. I ja właśnie to czułam. Zakochałam się w Severinie, niezaprzeczalnie i nieodwracalnie.
Poczułam to samo przyciąganie jak wtedy na weselu mamy Klary z jej ojczymem, gdy wróciliśmy zmoknięci na imprezę po naszym spacerze. Tym razem jednak nie zamierzałam się mu opierać i przywarłam wargami do ust skoczka. Delikatne muśnięcie zamieniało się w długi pocałunek, którego żadne z nas nie chciało przerywać.
Wstałam z krzesła i wzięłam go za rękę. Weszliśmy do sypialni i Severin natychmiast przyciągnął mnie do siebie. Głaskał mnie po policzku z uśmiechem na ustach, niepewny czy aby na pewno chcę to zrobić. Straciliśmy już zbyt wiele czasu, by i teraz trwonić go na wahanie się.
- Wiem dlaczego nie trzymałeś się ode mnie z daleka, Sev – powiedziałam, leżąc na łóżku i wpatrując się w pochylonego nade mną blondyna. – Z tego samego powodu chcę, żebyś ze mną został.
Nie potrzebował więcej zapewnień ani deklaracji. Z minuty na minutę coraz więcej naszych ubrań lądowało na podłodze. Nic mnie nie obchodziło, liczyły się dla mnie tylko jego pocałunki, jego dotyk i jego obecność. Nie potrzebowałam nic więcej. Znowu czułam się kochana przez kogoś. Miałam poczucie, że jestem dla kogoś ważna i ja sama odważyłam się zaangażować w nowy związek.
Po raz pierwszy od ponad trzech lat druga połowa mojego łóżka nie była pusta i zimna. Przytulał mnie do siebie człowiek, który po tak długim czasie był w stanie sprawić, że odważyłam się zaufać jakiemuś mężczyźnie. Zasypiałam z poczuciem, że gdy się obudzę to będzie obok mnie ktoś, na kogo widok moje serce biło szybciej.

***

Tyle razy zmieniałam pomysł na ten rozdział, choć główne założenie pozostało takie samo jakie siedziało mi już odkąd wymyśliłam to opowiadanie. Zbierałam się do napisania do długo, bojąc się, że coś mi nie wyjdzie i... wolę ocenę pozostawić wam. Zawsze jest coś do poprawy, ale chyba jak na rozdział po takiej przerwie to nie jest najgorzej. ;)
I oczywiście postaram się w najbliższym czasie ponadrabiać wszystkie zaległości u was, bo obiecałam sobie, że zrobię to dopiero gdy sama coś nabazgram. Jedną część zrobiłam, czas na drugą. :D 
No i skoki wróciły! Po części. O ile w Klingenthal jakoś poszło, o tyle weekend w Kuusamo można uznać za typowy. To może chociaż w Lillehammer poskaczą. 
Do następnego!

PS. Jakby ktoś chciał posłuchać piosenki z Aladyna w wersji piano -> klik.