czwartek, 24 grudnia 2015

{ 10 }


Od zawsze byłam okropnym śpiochem. Uznawałam sen za jedną z moich ulubionych czynności i z tego powodu nie znosiłam, kiedy coś lub ktoś mnie od niego odrywało. Jeśli się nie wyspałam to stawałam się drażliwa i irytowała mnie każda, nawet najmniejsza, pierdoła. Od zawsze starałam się nad tym panować i mimo złego samopoczucia zachowywać się tak jak zwykle, lecz dla ludzi było oczywiste, że jeśli byłam niewyspana to bez kija lepiej nie podchodzić.
Gdy Lucas odszedł, przez kilka tygodni miałam kłopoty ze snem. Koszmary, budzenie się z płaczem czy spanie po 2-3 godziny stały się dla mnie codziennością. Dopiero kiedy Klara zamieszkała ze mną na parę miesięcy to problemy się powoli niwelowały. Dziewczyna spała w sąsiednim pokoju i jeśli potrzebowałam porozmawiać w środku nocy to nie narzekała, nie kazała mi spadać, tylko siedziała wiernie naprzeciw mnie i wysłuchiwała po raz tysięczny tego samego. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie jej to wystarczająco wynagrodzić.
W końcu przebywanie samotnie w mieszkaniu nie było już niczym nadzwyczajnym. Sama się budziłam, jadłam śniadanie, oglądałam wieczorem telewizję, chodziłam na zakupy i zasypiałam. Nienawidziłam tego, ale po stracie Lucasa to było nieuniknione. Co prawda wyjątkami bywały babskie wieczorki, ale takowe bywały raz na jakiś czas, a tak na co dzień byłam sama ze sobą.
Dlatego już miałam wybuchnąć i krzyknąć „Jeszcze pięć minut!”, kiedy zorientowałam się, że to Severin robił tamtego ranka za mój budzik. Składał pocałunki na moim ciele po wyznaczonym przez siebie szlaku: od ramienia, przez szyję, do karku i kończąc za uchem. Szeptał moje imię, chcąc mnie obudzić, ale było mi tak dobrze, że nie chciałam, żeby przerywał ani na moment. Rozkoszowałam się tym, że leżał u mojego boku i obsypywał pieszczotami. Złamałam się dopiero wtedy, gdy skoczek zaczął kreślić kółka na moim udzie. Poddałam się i obróciłam na drugi bok, by móc na niego spojrzeć. Uśmiechnął się do mnie w łobuzerski i jednocześnie chłopięcy sposób, po czym czule mnie pocałował. Wplotłam palce w jego włosy, by przedłużyć pocałunek o kolejne kilka sekund. Był tu. Mogłam go poczuć, chłonąć jego zapach, rozmawiać z nim, przytulić go, całować. Po prostu cieszyć się jego obecnością i nie pozwolić, by to się szybko skończyło.
- Dzień dobry – powiedział, kiedy się już od siebie oderwaliśmy. – Jak ci się spało?
- Dzień dobry – odpowiedziałam, uśmiechając się o wiele za szeroko. – Świetnie i widzę, że tobie również.
Przybliżyłam się do niego i złożyłam na jego ustach kolejny pocałunek. Zdecydowanie nie chciałam, żeby ta chwila miała koniec.                                                                                                
- Nie masz dość po wczoraj?
- Ciebie nigdy nie mam dość.
- Oj, mamy tu chyba niewyżytą panią…
- Psujesz ten moment, mój drogi.
Blondyn przyciągnął mnie do siebie i objął ramieniem. Leżałam z głową na jego nagiej klatce piersiowej i wsłuchiwałam się w bicie jego serca. To był dźwięk, którego mogłabym słuchać godzinami. Było najpiękniejszą ze wszystkich melodii świata, która nie mogła się z niczym innym równać.
- Powinnam pójść zrobić nam coś do jedzenia – odezwałam się, przerywając naszą przyjemną sielankę. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zerknęłam na Freunda. – Na co masz ochotę?
- Na ciebie – odparł, a ja w odpowiedzi rzuciłam w niego poduszką. – Hej, a to za co?
- Podobno to ja jestem niewyżyta – prychnęłam i podniosłam się z łóżka, po czym pomaszerowałam do łazienki. Chciałam zamknąć drzwi za sobą, ale wtedy zorientowałam się, że Sev stoi na progu. – A pan czego sobie życzy?
- Chcę wziąć prysznic – oznajmił i się wyszczerzył. – Tak samo jak ty. Po co marnować tyle wody?
- Hamuj, kochany – powiedziałam, kładąc mu ręce na ramionach i próbując go jakoś wypchnąć, ale nie miałam żadnych szans. No i teraz nikt mi nie wmówi, że skoczkowie to chuderlaczki i nie mają siły. – Ja pod prysznicem potrzebuję sobie pomyśleć o życiu… i pośpiewać.
- Pośpiewać? – powtórzył po mnie i uniósł jedną brew zaciekawiony. – Możemy pośpiewać razem. Co lubisz najbardziej?
- „Fuck you” Lily Allen – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się tak słodko, jak tylko potrafiłam. – Teraz wybacz, idę się umyć.
Sportowcy są znani między innymi z tego, że nienawidzą przegrywać i walczą do końca, a Severin idealnie wpasowywał się w ten schemat. Na dowód tego wziął mnie na ręce i wpakował do wanny, nie pozwalając się z niej ruszyć nawet o centymetr. Potem wielce rozbawiony odkręcił kurek z zimną wodą. Na nic były moje próby wydostania się, bo Sev złapał mnie za nadgarstki i moje krzyki go nie wzruszały. Po kilku minutach postanowił się nade mną zlitować. Nachylił się nade mną, cmoknął w czoło i pomógł wyjść.
- Widzisz, już jesteś czysta – obwieścił, na co ja wybuchnęłam śmiechem. – To ja pójdę zrobić śniadanie.
Po tych słowach opuścił pomieszczenie i zostawił mnie samą. Od razu wlazłam do kabiny i odkręciłam ciepłą wodę, żeby się zagrzać. Jakieś 15 minut później poszłam do sypialni po ubrania i znowu zamknęłam się w łazience. Założyłam przyniesione ciuchy, rozczesałam włosy, zostawiając je rozpuszczone, po czym chwyciłam za kosmetyczkę. Zanim jednak przeszłam do malowania się, zaczęłam przyglądać się swojemu odbiciu w lustrze. Miałam wrażenie, że wyglądałam jakoś inaczej, jakby… promienniej? Do tego uśmiech nie schodził mi z twarzy odkąd się tylko obudziłam. A to wszystko za sprawką buszującego w kuchni Freunda. Oh, Vicky, w coś w ty się wpakowała? Byłam już trochę za stara na jakieś motylki w brzuchu, a jednak i one gdzieś tam sobie latały i ciągle o sobie przypominały. Albo może to wina tego, że byłam głodna? Nie, to na pewno nie było to. Czułam się jak coś we mnie zmartwychwstało i nie ukrywałam, że podobała mi się ta zmiana.
Kiedy mogłam już odhaczyć poranną toaletę, skierowałam się prosto do salonu, gdzie po chwili pojawił się Sev z dwoma talerzami pełnymi jajecznicą. Już sam zapach popchnął mnie w stronę stołu, a w smaku było jeszcze lepsze. Siedzieliśmy we dwójkę przy stole, pałaszując i nic nie mówiąc. Zerknęłam kątem oka na siedzącego naprzeciw mnie mężczyznę. Siedzenie w samych spodniach i bez koszulki było poniżej pasa. Chyba jednak to ja powinnam była się hamować, a nie on.
Wzięłam ostatni kęs i wstałam z krzesła. Podeszłam do Seva i cmoknęłam go w policzek.
- Nie chwaliłeś się, że umiesz gotować.
- To tylko jajecznica.
- Ale jaka pyszna!
- Cieszę się, że ci smakowała – powiedział i założył mi kosmyk włosów za ucho. – Nie gniewasz się na mnie za tę nie zbyt przyjemną kąpiel?
- Nie – odpowiedziałam. – A ty nie gniewasz się za wykopanie cię z łazienki?
- Trochę się gniewam – wyznał i zrobił smutną minę. – Powinnaś mnie przeprosić.
Wywróciłam oczami i pocałowałam go po raz kolejny. Czemu nie mogło być tak każdego dnia?
- Już mi lepiej – oświadczył Sev. – Teraz ty zmywasz, a ja się idę umyć. Gdybyś zmieniła zdanie i miała ochotę do mnie dołączyć to zapraszam.
- Nie, dzięki, raczej nie skorzystam – odparłam i pstryknęłam go w nos. – Idź już, brudasie.
Blondyn zaśmiał się i poszedł grzecznie do łazienki. Wzięłam talerze ze stołu i poczłapałam do kuchni, żeby je umyć, a przy okazji wstawiłam wodę. Wyjęłam z szafki dwa kubki, postawiłam je na blacie i wrzuciłam do nich dwie torebki z herbatą. To wszystko było dla mnie takie nierealne: spędziliśmy naszą pierwszą wspólną noc razem, zjedliśmy razem śniadanie i o ile Sev nie musiał za chwilę wracać to będziemy mogli posiedzieć jeszcze kilka godzin razem i się sobą nacieszyć. Gdybym miała supermoce to zatrzymałabym czas, byśmy mogli się w ogóle nie rozstawać.
Skończyłam robienie herbaty, po czym zabrałam kubki ze sobą i wróciłam do salonu, by poczekać na Seva. Siedziałam na kanapie i zastanawiałam się, co będzie później, kiedy nasza piękna bańka zniknie i będziemy musieli wrócić do codzienności. Czy można było uznać naszą wczorajszą rozmowę podczas zabawy za rozwiązanie problemów? Być może martwiłam się na zapas, ale po prostu już byłam wyczulona.
- Coś się stało? – pytanie Severina wyrwało mnie z rozmyślań. Tym razem miał na sobie już komplet ubrań, więc łatwiej było mi się skupić. – Vicky, proszę, powiedz.
- Chcę żebyśmy byli szczęśliwi – wyrzuciłam z siebie z szybkością karabinu maszynowego. – Wiem, że bycie razem nie będzie łatwe ze względu na twój zawód, ale chcę spróbować. Nie zniosę dłużej tych sprzeczek, tajemnic i niepewności.
- Też tego chcę, kochanie – odparł z czułością w głosie i pogłaskał mnie po policzku. – Obiecałem dać ci czas i pewnie nie powinniśmy spieszyć, ale po ostatniej nocy chyba nam to trochę nie wyszło, co?
- Tak, to prawda, ale… - zawahałam się na moment i popatrzyłam mu w oczy. – Nie żałuję tego. I nie tylko tego.
- A czego jeszcze? – spytał, splatając nasze palce razem. Mały gest, który za każdym razem wywoływał u mnie uśmiech. – Chętnie posłucham.
- Nie żałuję, że cię poznałam wtedy w sierocińcu. Nie żałuję, że pojechałam z Klarą do Klingenthal i zgodziłeś się zostać partnerem na ślub jej mamy. Nie żałuję naszej kłótni o pierścionek, bo nie wiem czy coś innego dałoby mi takiego kopa, by napisać ci o Lucasie. Nie żałuję naszego pocałunku w sylwestra – wymieniałam po kolei, nie odrywając wzroku od Severina ani na moment. – Nie żałuję, że się w tobie zakochałam.
Blondyn przyciągnął mnie do siebie i usadowił na swoich kolanach. Zarzuciłam mu ręce na szyję i go pocałowałam. Długo, gorąco i z uczuciem, które wypełniało każdy nerw w moim ciele. Oderwałam się od niego i oparłam swoim czołem o jego, przymykając przy tym powieki. Zastygłam w bezruchu na dobrą minutę, a kiedy otworzyłam oczy, Sev wpatrywał się we mnie. Obdarował mnie kolejnym ze swoich uśmiechów, przyspieszając bicie mojego serca.
To dzięki Severinowi znowu zaczęłam marzyć.
Znowu czułam się żywa.
Znowu kochałam.

***

Wiem, że krótko, mega słodko i w sumie to nie tak to miałam w planach. Ale to wszystko wina Severina, jego zdjęcia z choinką, jego wczorajszego tweeta do Hilde i jego pięknego swetra. Poza tym są święta, więc stwierdziłam, że dramę sobie zostawię na później.
Kocham was, wiecie? Jesteście najlepsze. I bądźcie takie dalej. Życzę wam wesołych świąt i wszystkiego najlepszego w nowym roku. Wyszalejcie się w sylwestra, niech jedzonko pójdzie w cycki i spełniajcie marzenia! ♥

niedziela, 29 listopada 2015

{ 09 }


Wpatrywałam się w telefon, zastanawiając się czy powinnam zadzwonić lub do niego napisać. Wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię to skończy się jak poprzednio – znowu będziemy mieć ciche dni, oddalimy się od siebie i pozwolimy by pojawiające się na naszej drodze przeszkody zaburzały nasze relacje. A przecież wszystko zmierzało już ku lepszemu… Przynajmniej tak mi się wydawało.  Naprawdę miałam wrażenie, że Lucas patrzy na mnie z góry i załamuje ręce nad moją nieudolnością, nawet nie zdziwiłabym się, gdyby faktycznie tak było.
Wściekła na samą siebie wrzuciłam telefon do torebki, po czym wróciłam do pomieszczenia pełnego śpiewających dzieci usadowionych na podłodze wokół Sophii, która przygrywała im na gitarze. Pewnie stałabym tak dłużej, gdyby Leonie nie zawołała mnie do siebie i nie powiedziała, że ktoś czeka na mnie przed wejściem. Zdziwiona założyłam kurtkę i buty, po czym wyszłam na zewnątrz na spotkanie z… Freitagiem. Tak, to właśnie Richard był tym owym gościem, który mnie wyczekiwał.
- Nie spodziewałam się ciebie tutaj – powiedziałam i cmoknęłam go w policzek na powitanie. – Coś się stało?
- Oj, czy od razu musiało się coś stać? – odparł i wywrócił oczami. – Chciałem o czymś z tobą pogadać. Masz czas na spacer?
- Jasne – zgodziłam się, po czym ruszyliśmy na krótką przechadzkę. – No więc, powiesz mi czym się tak stresujesz czy sama mam zgadywać?
- Pf, ja zestresowany? Proszę cię. Chyba mnie pomyliłaś z tym ciumkiem Wellingerem – rzekł kpiąco. – Zgaduj, masz 3 szanse.
- Jakaś podpowiedź?
- Nie chodzi o moje włosy.
- Cholera, a już miałam nadzieję, że zetniesz te kłaki…
- Te kłaki, jak je nazwałaś, są kwintesencją mojej doskonałej osoby.
- Doskonałej, ta, od dupy strony chyba…
- Od tej strony zwłaszcza!
Pokręciłam głową z rozbawieniem, po czym usiedliśmy we dwójkę na pobliskiej ławce, uprzednio strzepując z niej śnieg. Miałam ochotę wrócić do środka zamiast siedzieć na zewnątrz, ale wiedziałam, że wtedy spokojna rozmowa będzie niemożliwa. Dzieciaki od razu się zlecą, otoczą Freitaga i skoczek nie będzie mógł stamtąd wyjść przez następne parę godzin, więc nic innego nam nie zostało.
- Chcę żeby Klara ze mną zamieszkała – wydusił z siebie w końcu, a ja omal nie spadłam tyłkiem na ziemię, kiedy to usłyszałam. – Matko, to aż taki zły pomysł?
- Nie, oczywiście, że nie! – zaprzeczyłam pośpiesznie i spojrzałam na Richarda z niedowierzaniem. – To naprawdę duży krok.
- Wiem i przez to boję się, że nic z tego nie wyjdzie.
- Zwariowałeś? Będzie wniebowzięta! – powiedziałam podekscytowana jak sześciolatek na widok prezentów pod choinką. – Naprawdę myślę, że powinniście to zrobić.
- Nie byłbym tego taki pewien – to mówiąc wziął do rąk kupkę śniegu i zaczął ją formować w śnieżkę, po czym rzucił kulkę przed siebie. – Klara była w kilku związkach i żaden nie trwał zbyt długo.
- Richie, z wami jest inaczej – odparłam i położyłam mu dłoń na ramieniu. – Mówię poważnie, znam ją na wylot i umiem dostrzec różnicę.
Freitag jednak nie był przekonany. W sumie nie mogłam się mu dziwić, bo był okres, kiedy w życiu mojej przyjaciółki co chwilę pojawiał się nowy facet. Jednym poświęcała uwagę tylko przez jeden wieczór, inni mogli nacieszyć się jej towarzystwem przez kilka tygodni. Był jeden szczęśliwiec, z którym była blisko pięć miesięcy i zabrała go jako osobę towarzyszącą na ślub mój i Lucasa. Wszyscy się nastawiali na to, że w końcu znalazł się ten, co usidlił pannę Hermann, lecz i on został odesłany z kwitkiem. Jak widać nie było powodu do rozpaczy, skoro w jej życiu pojawił się Richard.
Klara długo nie wspominała mi nawet słowem o poznaniu kogoś w sylwestra. Chyba sama przed sobą nie potrafiła się przyznać do tego, że wpadła po uszy i raczej szybko jej nie przejdzie. Korciło mnie, żeby powiedzieć o tym wszystkim Richardowi, lecz jego dziewczyna powinna to zrobić za mnie. Zamiast tego trąciłam go łokciem, żeby przestał tak dumać i się niepotrzebnie smucić, ale on w odwecie wysmarował mi policzki śniegiem, który miał na rękawiczkach.
- Ty cholero, a ja ci pomóc chciałam – warknęłam, po czym się roześmiałam. – Słuchaj, musisz zaryzykować. Inaczej nic nie zyskasz, a tylko możesz stracić.
- Zaryzykować, ta? – powtórzył po mnie, a ja pokiwałam twierdząco głową. – Czemu ty tego nie zrobisz?
- Wiedziałam! – zawołałam i wyrzuciłam ręce do nieba w geście irytacji. – Myślałam, że chociaż ty mi tego nie wytkniesz.
- Jesteście dorośli, musicie w końcu postawić sprawę jasno.
- Chciałabym mu wyznać to wszystko, co we mnie siedzi, naprawdę.
- No to do boju, dziewczyno! Cycki w górę, uśmiech na twarz i mu to mówisz.
- Nie mogę.
- W sumie masz rację. Z cyckami może być problem.
Richard jęknął z bólu po tym jak uderzyłam go pięścią w ramię. Kurczę, jaki on delikatny, myślałby kto. Może lepiej żeby Klara z nim nie mieszkała, bo jakby im wpadł złodziej do domu to prędzej ona by z nim stanęła oko w oko niż skoczek. Jednak wydało się kto nosi spodnie w tym związku.
- Dobra, teraz będę poważny – rzekł i chrząknął, po czym popatrzył na mnie z uśmiechem. – Jesteś świetną dziewczyną i pasujecie do siebie z Sevem. Tylko weźcie się w garść.
- Dzięki, Richie – odparłam wdzięczna za naszą rozmowę. – Takie słowa wiele dla mnie znaczą.
- Moje błogosławieństwo już macie. Dogadajcie się jakoś, bo założyłem się z Wankiem, że zostaniesz matką dzieci Freunda.
- Ty to umiesz popsuć nastrój.
Oboje parsknęliśmy śmiechem, po czym wstaliśmy z ławki i ruszyliśmy w kierunku samochodu Freitaga. Ta pogadanka dodała mi nieco odwagi, lecz nie rozwiała moich wątpliwości. Byłam pewna jednego: musiałam jak najszybciej rozmówić się z Severinem, najlepiej w cztery oczy.

*

Jedyne o czym marzyłam po spędzeniu całego dnia ze zgrają dzieci to ciepła kąpiel. Potem sobie odpalę jakiś film albo wskoczę do łóżka i będę jutro spać do południa, skoro mam wolne. Naprawdę lubiłam swoją pracę, co było ironią, bo kiedy byłam na ich miejscu to nienawidziłam tego miejsca i wiem, że one też chciałyby się z niego wyrwać. Mimo to cieszyłam się, że w jakimś stopniu mogę wraz z innymi opiekunami przygotować je do dalszego życia, jakie je czeka po opuszczenia sierocińca za te kilka bądź kilkanaście lat.
Mozolnym krokiem wdrapywałam się na swoje piętro w bloku. Nagle stanęłam jak wryta, gdy spostrzegłam, że u szczytu schodów siedzi Severin, który na mój widok uśmiechnął się z zakłopotaniem i wstał z miejsca. Pokonałam ostatnie stopnie i już po chwili znalazłam się obok przyglądającego mi się z uwagą Freunda.
- Cześć – przywitałam się i musnęłam jego policzek. – Długo na mnie czekasz?
- Nie, w sumie to nie – odpowiedział, ale po jego minie widziałam, że trochę kręci. Nie chciałam się o to sprzeczać, zamiast tego wyjęłam klucze z kieszeni i otworzyłam drzwi do mieszkania. – Wiesz, jeśli przeszkadzam to mogę wpaść innym razem.
- Nie wygłupiaj się nawet – to mówiąc pociągnęłam go za rękaw do środka. – Jest prawie 20, co ty tu robisz o tej porze?
- To trochę długa historia.
Ściągnęliśmy z siebie zimowe ubrania, po czym oboje skierowaliśmy się do saloniku i usiedliśmy na kanapie. Czułam się dziwnie swobodnie, mimo tego, że od naszej ostatniej rozmowy telefonicznej nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Gestem ręki dałam mu znak, że czekam aż zacznie opowiadać co go do mnie sprowadza.
- Klara zadzwoniła do mnie, czy moglibyśmy się spotkać – zaczął, a widząc moją minę szybko dodał: - Proszę cię, nie zabijaj jej, ona naprawdę chce dobrze dla nas. Stwierdziła, że rozmowy z tobą nic jej nie dają, więc zwróciła się do mnie.
- Boże, Richard jest sprytniejszy niż myślałam – wyrzuciłam z siebie, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Twój kolega z kadry przyjechał do sierocińca ze mną pogadać. Niby rozmowa miała dotyczyć jego wspólnego zamieszkania z Klarą, ale i tak w końcu temat zszedł na mnie i ciebie.
Dwie cwane cholery, od samego początku bawili się w swatki, ale teraz to już przesadzili. Chociaż kiedy patrzyłam na siedzącego obok mnie Severina to chyba jednak powinnam im być wdzięczna. Cieszyłam się, że w końcu możemy normalnie pogadać, no i… tęskniłam za nim. Cholernie, nawet bardziej niż mi się wydawało. Gdybym nie miała w sobie jakiejś głupiej blokady to rzuciłabym mu się na szyję na korytarzu.
- Naprawdę jechałeś tutaj tylko po to, by pogadać z Klarą?
- Nie. Chciałem się z tobą zobaczyć.
Na dźwięk tych słów nie potrafiłam się nie uśmiechnąć. Po chwili wstałam i pomaszerowałam po wino i dwa kieliszki. Zaskoczony Freund uniósł brwi, ale nie zaprotestował.
- Spokojnie, możesz zostać u mnie na noc – oświadczyłam i zarumieniłam się, bo dotarło do mnie jak mogło to zabrzmieć. – W końcu po coś mam ten pokój gościnny.
- Może być nawet podłoga, mi to nie przeszkadza.
Jakąś minutę później siedzieliśmy ze szkłem w dłoniach i się nie odzywając. Ta cisza trochę mi ciążyła, ale wolałam chwilę pomilczeć niż palnąć coś niewłaściwego. Wtem skoczek zrobił minę jakby nad głową zapaliła mu się żarówka znana z kreskówek.
- Mam pomysł – powiedział i zerknął na mnie niepewnie. – Wiem, to banalne, ale myślę, że to może wypalić.
- Przejdź do rzeczy, mój drogi – ponagliłam go zniecierpliwiona.
- Będziemy sobie zadawać na przemian pytania, kiedy odpowiemy to będziemy mogli wziąć łyk wina. Zgoda? – zapytał, a ja pokiwałam głową. – Zacznij.
- Okej, więc… dlaczego rozstałeś się ze swoją byłą?
- Ho, pojechałaś z grubej rury już na samym początku.
- Wolę mieć to już za sobą.
- Każde z nas widziało nasz związek inaczej. Caren zawsze mnie wspierała, kochaliśmy się i dużo rozmawialiśmy o naszej przyszłości, tylko… Powiedziałem jej jasno, że nie chcę mieć jeszcze dzieci, bo moja kariera nabrała tempa i nie zamierzam być ojcem tylko przez kilka miesięcy w roku. Caren uważała, że założenie rodziny i skoki  można pogodzić, w końcu wielu tak robi, więc czemu ja nie? Ale ja się uparłem, nie spodziewając się tego, że ona postanowi odejść.
- Co było dalej?
- Walczyłem o nią, ale każde z nas obstawiało przy swoim. Już sam nie wiedziałem co robić, ostatecznie się poddałem i pozwoliłem jej odejść. Kiedy ostatnio u mnie była, przyjechała jedynie po resztę swoich rzeczy.
Widząc jego smutek, żałowałam, że zaczęliśmy grać w tę głupią grę. Sięgnęłam do jego dłoni i splotłam nasze palce razem, uśmiechając się do niego pocieszająco. Sev ścisnął moją rękę, po czym upił trochę wina.
- Moja kolej – rzekł i popatrzył mi prosto w oczy. – Opowiedz mi o Lucasie.
- Oh. Nawet nie wiem od czego zacząć – oznajmiłam i westchnęłam. – Był moim przyjacielem, który z czasem stał się moim chłopakiem, aż w końcu mężem. Kochałam go… kocham go za to, że zawsze wierzył we mnie i przypominał o tym, że nie powinnam czuć się gorsza, bo wychowywałam się bez rodziców. Gry na gitarze nauczyła go ciotka Klary. Uwielbiał jeździć na swoim pieprzonym motorze, który mi go odebrał…
- Nie musisz mówić dalej, jeśli nie chcesz – przerwał mi, przysuwając się do mnie bliżej. – Przepraszam, mogłem wymyślić lepsze pytanie.
- Nie, Sev, cieszę się, że o tym rozmawiamy – odparłam i zebrałam w sobie siły, by kontynuować. – Miał też swoje wady. Nie umiał tańczyć, na naszym weselu cały czas deptał mi stopy. Nigdy po sobie nie sprzątał, był spóźnialski i ciągle coś gubił. Kiedy się kłóciliśmy to wkurzony wychodził do kolegów albo szedł na motor. Matko, jak ja tego nienawidziłam.
- Czy tego dnia… też się posprzeczaliście?
Pokręciłam przecząco głową, bo nie byłam w stanie nic więcej z siebie wydusić. Severin zabrał nasze kieliszki, odstawił je na stolik i wziął mnie w ramiona. Boże, chciałam zostać w nich już na zawsze, ale po chwili odsunęłam się od niego i uśmiechnęłam na znak, że wszystko jest okej.
- Mogę cię o coś prosić?
- Tak?
- Zagraj mi coś na pianinie.
Spojrzałam na instrument stojący w drugim kącie pokoju i jakieś kilka sekund potem już oboje przy nim siedzieliśmy. Przez dobrą minutę wpatrywałam się w klawisze, po czym zaczęłam grać „A whole new world” z Aladyna. Sev przysłuchiwał w skupieniu, aż ni stąd ni zowąd mi przerwał.
- Coś nie tak? – zapytałam, a on się roześmiał. – Ej, pytam serio.
- Nie, uwielbiam słuchać jak grasz – odparł. – Ciebie też uczyła ciotka Klary?
- Tak, po raz kolejny udowadniając jaką jest wspaniałą osobą – odpowiedziałam. – Dlaczego mi przerwałeś?
- Bo mam kolejny pomysł.
- O matko.
- Nie, ten jest lepszy! – starał się mnie przekonać, ale bałam się, co tym razem mu przyszło do głowy. – Nauczysz mnie tej melodii?
- Jeszcze nigdy nikogo nie uczyłam! – zawołałam, ale w sumie byłam ciekawa jak nam to wyjdzie. – Zagram krótki fragment, a ty spróbujesz go powtórzyć.
Freund się zgodził i tym razem jeszcze uważniej przyglądał się ruchom moich palców. Potem zrobiliśmy zamianę, ale musiałby mieć w sobie muzycznego geniusza, gdyby od razu mu wyszło. Chichotałam coraz bardziej, kiedy widziałam, że zupełnie mu to nie idzie i nie był nawet blisko zagrania tego poprawnie. W końcu się nad nim zlitowałam, splatając nasze palce tak, jak wcześniej, gdy siedzieliśmy na kanapie i próbowałam zagrać tę piosenkę razem z nim. Na początku szło nam naprawdę pokracznie, lecz nie pozwoliłam Severinowi zabrać rąk i już sama końcówka wyszła nam naprawdę dobrze.
- Vicky – wyszeptał moje imię Sev, ujął palcami mój podbródek i odwrócił moją głowę tak, żebym na niego patrzyła. – Był kiedyś moment, gdy chciałem trzymać się od ciebie z daleka. Zapomnieć i nie wplątywać się w żadne bliższe relacje, ale nie mogłem tego zrobić i myślę, że wiesz dlaczego.
Wiele razy zastanawiałam się nad tym, kiedy człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że się w kimś zakochuje. Siedząc obok Severina przy pianinie z utkwionym wzrokiem w jego oczach doszłam do wniosku, że to się po prostu czuje. I ja właśnie to czułam. Zakochałam się w Severinie, niezaprzeczalnie i nieodwracalnie.
Poczułam to samo przyciąganie jak wtedy na weselu mamy Klary z jej ojczymem, gdy wróciliśmy zmoknięci na imprezę po naszym spacerze. Tym razem jednak nie zamierzałam się mu opierać i przywarłam wargami do ust skoczka. Delikatne muśnięcie zamieniało się w długi pocałunek, którego żadne z nas nie chciało przerywać.
Wstałam z krzesła i wzięłam go za rękę. Weszliśmy do sypialni i Severin natychmiast przyciągnął mnie do siebie. Głaskał mnie po policzku z uśmiechem na ustach, niepewny czy aby na pewno chcę to zrobić. Straciliśmy już zbyt wiele czasu, by i teraz trwonić go na wahanie się.
- Wiem dlaczego nie trzymałeś się ode mnie z daleka, Sev – powiedziałam, leżąc na łóżku i wpatrując się w pochylonego nade mną blondyna. – Z tego samego powodu chcę, żebyś ze mną został.
Nie potrzebował więcej zapewnień ani deklaracji. Z minuty na minutę coraz więcej naszych ubrań lądowało na podłodze. Nic mnie nie obchodziło, liczyły się dla mnie tylko jego pocałunki, jego dotyk i jego obecność. Nie potrzebowałam nic więcej. Znowu czułam się kochana przez kogoś. Miałam poczucie, że jestem dla kogoś ważna i ja sama odważyłam się zaangażować w nowy związek.
Po raz pierwszy od ponad trzech lat druga połowa mojego łóżka nie była pusta i zimna. Przytulał mnie do siebie człowiek, który po tak długim czasie był w stanie sprawić, że odważyłam się zaufać jakiemuś mężczyźnie. Zasypiałam z poczuciem, że gdy się obudzę to będzie obok mnie ktoś, na kogo widok moje serce biło szybciej.

***

Tyle razy zmieniałam pomysł na ten rozdział, choć główne założenie pozostało takie samo jakie siedziało mi już odkąd wymyśliłam to opowiadanie. Zbierałam się do napisania do długo, bojąc się, że coś mi nie wyjdzie i... wolę ocenę pozostawić wam. Zawsze jest coś do poprawy, ale chyba jak na rozdział po takiej przerwie to nie jest najgorzej. ;)
I oczywiście postaram się w najbliższym czasie ponadrabiać wszystkie zaległości u was, bo obiecałam sobie, że zrobię to dopiero gdy sama coś nabazgram. Jedną część zrobiłam, czas na drugą. :D 
No i skoki wróciły! Po części. O ile w Klingenthal jakoś poszło, o tyle weekend w Kuusamo można uznać za typowy. To może chociaż w Lillehammer poskaczą. 
Do następnego!

PS. Jakby ktoś chciał posłuchać piosenki z Aladyna w wersji piano -> klik.

środa, 16 września 2015

{ 08 }


Przekroczyłam próg mieszkania i nareszcie mogłam odetchnąć z ulgą. Nie spodziewałam się, że praca sekretarki może być taka męcząca: umawianie i odwoływanie spotkań, robienie szefowi kawy i latanie za milionem innych pierdół dawało mi w kość niemal codziennie. Lubiłam tę robotę i dobrze się tam czułam, jednakże powrót do domu był najlepszym momentem każdego dnia.
Zorientowałam się, że coś było nie tak w chwili, gdy spostrzegłam, że wszędzie było cicho, a światła były zgaszone w kuchni i salonie. Zdjęłam kurtkę i powiesiłam ją na wieszaku, kozaki ustawiłam obok zimowych butów Lucasa, po czym ruszyłam do naszej sypialni. Im bliżej jej się znajdowałam, tym moje serce przyśpieszało.
Policzyłam do pięciu, chwyciłam za klamkę i weszłam do środka. Na obu stolikach nocnych oraz parapecie paliły się świeczki. Lucas stał z założonymi rękami i ewidentnie wyczekiwał mojego przyjścia. Poczułam się pewniej, gdy obdarzył mnie jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Zamknęłam drzwi za sobą, a następnie zbliżyłam się do chłopaka i wtuliłam się w niego.
- Cześć – wyszeptał, przejeżdżając dłonią po moich plecach. – Cieszę się, że jesteś, bo mam ci coś ważnego do powiedzenia.
Nie dopuszczałam do siebie myśli, że to kiedykolwiek mogłoby się wydarzyć, ale to się działo i to właśnie tamtej chwili. A ja jedynie sterczałam jak kołek, wpatrywałam się w twarz Lucasa i nie wierzyłam, że on chce to zrobić.
Zaczęło to docierać do mnie dopiero w momencie, kiedy uklęknął przede mną na kolano i ujął moją rękę. Odruchowo drugą dłonią zasłoniłam sobie usta, by stłumić wzbierający się płacz, ale było za późno.
 - Victorio – zaczął z przejęciem, patrząc mi w oczy. – Czy zostaniesz moją żoną i uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie?
Łzy spływały mi po policzkach i wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa przychodziło mi z trudem, więc pomachałam energicznie głową i wydusiłam z siebie krótkie „Tak”. Z niedowierzaniem przyglądałam się pierścionkowi, który kilka sekund temu znalazł się na serdecznym palcu prawej ręki. Poczułam przyjemną błogość i falę szczęścia, które uświadamiały mi o tym, że nie śniłam.
- Kocham cię – wyszeptałam i musnęłam jego usta. – I nigdy nie przestanę.

*

Uderzałam paznokciem o kubek, który jeszcze parę minut temu był wypełniony malinową herbatą. Dzieciaki goniły na zewnątrz, podczas gdy ja postanowiłam zostać sama w jadalni. Potrzebowałam samotności odkąd tylko przyszłam dzisiejszego ranka do sierocińca.
Przez moją głowę przewinęło się setki myśli, czego powodem była rozmowa z nieznajomą kobietą poprzedniego wieczora. Dlaczego aż tak bardzo się tym przejmowałam, skoro to równie dobrze mogła być jakaś kuzynka Severina? Zdawałam sobie sprawę z tego jak śmiesznie to brzmiało, a wyjście na naiwniaczkę było ostatnim, czego mi teraz było trzeba.
Nie chciałam wierzyć w to, że Sev mógłby mieć drugą. Ironia, bo ja przecież nie mogłam nawet nazwać siebie „tą pierwszą”. Wszystkie słowa, wypowiedziane przez skoczka w sylwestrową noc, nie dawały o sobie zapomnieć. Chciałam wiedzieć, co jest grane i jednocześnie obawiałam się prawdy.
- Przeszkadzam?
Sophia jak zawsze była uśmiechnięta i pełna pozytywnej energii, którą zarażała pracowników i małych podopiecznych. Sama poczułam się trochę lepiej, widząc jak siada naprzeciw mnie, gotowa na to, by po raz kolejny wysłuchać moich żali i coś doradzić. Kobieta nie zadawała pytań, czekała cierpliwie aż zechcę mówić.
- Po śmierci Lucasa obiecałam sobie, że nie będę się wplątywać już w żaden poważny związek, bo nie przeżyłabym straty kolejnej osoby, którą kocham.
- A potem?
- Potem poznałam Seva.
Już, powiedziałam to, wszyscy mogliby w tamtym momencie wstać i zacząć klaskać, że w końcu się do tego przyznałam. Tak, zależało mi na Freundzie i to bardziej, niż mi się wydawało. Smutne jest to, że potrzebowałam do tego uczucia zazdrości, które zakuło mnie w środku, gdy jego telefon odebrała inna dziewczyna.
Zadeklarował się, że poczeka ile trzeba i uwierzyłam mu, ale co jeśli doszedł do wniosku, że to nie miało żadnego sensu? Mógłby związać się z kimś, kto nie był obarczony tak wielkim bagażem doświadczeń, który na każdym kroku naszego wspólnego życia dawałby się o sobie znać.
 - Rozmawialiśmy o nas... Tak jakby - mówiłam dalej, patrząc na nieco zmartwioną twarz Sophii. - Boję się zaryzykować, rozumiesz? Im bardziej chcę spróbować, tym więcej obaw się pojawia.
- Vicky, powiedz mu o tym, co czujesz – rzekła dyrektorka domu dziecka i uśmiechnęła się, próbując dodać mi otuchy. – Latanie w pojedynkę nie jest tak ekscytujące, wiesz?
Narastający mętlik rozsadzał mi głowę. Podziękowałam Sophii za rozmowę i postanowiłam się pójść na krótki spacer, by w spokoju wszystko sobie poukładać, co do łatwych zadań nie należało.
Przede wszystkim musiałam pogadać z Severinem, bo sprawa z nieznajomą ciągle mnie dręczyła. Zachowywałam się jak szalona zazdrośnica, ale nie mogłam nic poradzić na to, że moja wyobraźnia podsuwała mi scenariusze, w których na samym końcu targałam tę koleżankę Freunda za włosy. Nie byłam fanką przemocy, a bójka o faceta była głupotą, ale nie potrafiłam zapanować nad wzbierającą się we mnie frustracją.
Dobijał mnie również fakt, że skoczek mieszkał tak daleko, a do tego był środek sezonu, co wiązało się z licznymi treningami oraz wyjazdami, od których nie było możliwości go oderwać ani ja nie mogłam nagle pędzić do jego w domu w Monachium, na trening do Willingen czy na najbliższy konkurs do Bad Mitterndorf, by się z nim rozmówić. Nie pozostało mi nic innego jak czekanie i zbieranie wszystkiego do kupy, bo ileż można być emocjonalną rozsypką?
Skierowałam się w stronę dzieci i opiekunek, które powoli zbierały się do środka. Rozglądałam się w poszukiwaniu Klary i dopiero po chwili zauważyłam jak gani dwóch chłopców, którzy ewidentnie coś przeskrobali. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym podeszłam do Lisy, która kończyła przyozdabiać bałwana.
- Jak się nazywa twój nowy kolega? – zagaiłam, obdarzając śnieżnego człowieka przelotnym spojrzeniem.
- Severin – odparła dziewczynka i zaśmiała się zadowolona ze swojej odpowiedzi. – Wybacz, ale usłyszałam kawałek twojej rozmowy z panią Sophią i doszłam do wniosku, że to imię pasuje idealnie.
- Lisa! – krzyknęłam oburzona, jednocześnie nie mogąc powstrzymać chichotu. – Po pierwsze: nieładnie jest podsłuchiwać, a po drugie: nie możesz przyrównywać Severina do bałwana.
- Przepraszam – powiedziała, lecz nie było widać po niej żadnej skruchy ze swojego występku. – Po prostu nie chcę, żebyś się więcej przez niego smuciła.
Westchnęłam ciężko i przytuliłam ją do siebie. To niesamowite, że krótka wymiana zdań z nią potrafiła mnie podnieść nieco na duchu i sprawić, że uśmiech pojawił się na mojej twarzy dłużej niż na 3 sekundy.
Kilka minut później cała ferajna wróciła do budynku, bo powoli zbliżała się pora obiadowa. Przy wejściu dogoniłam Klarę, która spojrzała na mnie zatroskana, na co ja uniosłam kąciki ust, ale nie wyszło zbyt wiarygodnie, skoro w odpowiedzi wywróciła oczami i nic nie powiedziała.

*

Po raz pierwszy w życiu miałam oglądać skoki sama, bo Klara spędzała cały weekend z mamą. W sobotnie popołudnie usadowiłam się wygodnie na kanapie z nadzieją na emocjonujący konkurs na Kulm. Po tym jak poprzedniego dnia Freund w drugiej serii treningowej pobił rekord skoczni, liczyłam, że i w zawodach pokaże się z równie dobrej strony.
Dzięki tym wszystkim gadkom mojej przyjaciółki, nie czułam się już taka zielona w tym sporcie. Z uwagą przyglądałam się każdemu skokowi, zwracając przy tym uwagę na to, czy skoczkowie w odpowiednim momencie się wybijają, w jakim stylu skaczą i czy lądują z telemarkiem. Może nie byłam jeszcze ekspertem, ale z każdym kolejnym konkursem czułam, że skoki podobają mi się coraz bardziej i nie zauważyłam nawet kiedy zaczęłam wyczekiwać kolejnych konkursów.
Gdy zobaczyłam Severina siadającego na belkę, odruchowo ścisnęłam kciuki i czekałam aż trener da mu znak. Nie minęła minuta, a on już znajdował się w powietrzu. Z zachwytem przyglądałam się jego sylwetce w locie, nie mogąc uwierzyć, że osiąganie takich długości jest możliwe, a jednak! Severin poleciał na odległość 227,5 metra, dzięki czemu prowadził w konkursie. Tuż zanim czaił się Austriak, co sprawiało, że druga seria zapowiadała się na jeszcze ciekawiej.
Ostatecznie Freund nie pozwolił sobie odebrać wygranej i zdeklasował rywali: nad drugim Stefanem Kraftem miał 26 punktów przewagi. Szczerzyłam się jak głupia, widząc uradowanego blondyna, który zwyciężył po raz drugi w tym sezonie.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przychodzącego SMS-a. Wzięłam telefon, odblokowałam go i odczytałam wiadomość od Klary.

„Ciekawe, co go tak uskrzydliło. Proponuję ankietę:
a) Ty
b) Victoria Endler
c) Obie odpowiedzi są poprawne”

Pokręciłam głową z rozbawieniem i zaczęłam szybko wstukiwać odpowiedź.

„d) Andreas Wank
e) Coś sobie uroiłaś
f) Obie odpowiedzi są poprawne”

*

Krążyłam po sypialni, zastanawiając się, czy powinnam była do niego zadzwonić z gratulacjami. Cholera, nie było żadnego powodu do panikowania, to tylko zwykła przyjacielska pogawędka. Westchnęłam, po czym wybrałam numer do skoczka. Przy czwartym sygnale poczułam zrezygnowanie i byłam bliska naciśnięcia czerwonej słuchawki, ale w tym momencie Severin odebrał.
- Słucham?
- Cześć.
- O, Vicky! – zawołał zaskoczony. – Miło cię słyszeć.
- Emm… Ciebie również – odparłam bez przekonania. Boże, to była nasza najbardziej drętwa rozmowa w historii. – Dzwonię, bo chciałam pogratulować i życzyć powodzenia w jutrzejszym konkursie.
Severin podziękował, a zaraz potem zapadła cisza, która mi ciążyła i pchała do tego, by pożegnać się jak najszybciej i zapomnieć o tej rozmowie, ale nie mogłam. Szybko rozważyłam wszystkie za i przeciw, podejmując decyzję, by nie zwlekać z tą sprawą dłużej.
- Dzwoniłam do ciebie dzień po zakończeniu Turnieju Czterech Skoczni – wypaliłam. Mogłam ugryźć się w język i z tym poczekać, lecz było już za późno. – Odebrała jakaś kobieta i… Sev, chcę wiedzieć kim ona jest.
- To moja była – powiedział to tak szybko, jakby chciał oderwać plaster lub zrzucić z siebie ciężar. – Przepraszam, mogłem o niej wspomnieć…
- Kochasz ją jeszcze? – padło z moich ust, nie pozwalając mu skończyć.
Idiotka. Czemu działałam tak lekkomyślnie?
- Nie wiem.
Zacisnęłam powieki i wzięłam głęboki wdech. Wypuściłam powietrze, usiadłam na łóżku i rozluźniłam zaciśniętą w pięść dłoń.
- Nie wiem, czy jeszcze ją kocham – powtórzył z większą pewnością siebie. – Ale doskonale wiem, co czuję do ciebie.
Chciałam to usłyszeć, tak bardzo, ale nie w taki sposób. Nie wyobrażałam sobie siebie płaczącej we własnej sypialni, oddalonej od niego o ponad 700 kilometrów, lecz życie już po raz kolejny pokazało mi, że los lubi płatać figle.
- To co do mnie czujesz nie ma znaczenia, jeśli nadal ci na niej zależy. 
Nie czekałam na jego reakcję. Zamiast tego wyłączyłam komórkę, wrzuciłam ją do szuflady stolika nocnego i opatuliłam się kołdrą. Marzyłam o tym, by wrócić do dnia zaręczyn z Lucasem, bo wiedziałam wtedy, że nawet gdybym straciła wszystko, to miałabym jego. Szkoda tylko, że śmierć chłopaka uświadomiła mi, że to on był tym wszystkim. 

***

Witam, pamięta ktoś jeszcze mnie, Vicky i Seva?
Można powiedzieć, że powoli wracam do pisania, ale nie obiecuję, że wrócę tu prędko. Chcę też zająć się innymi blogami, na których już zalega kurz. Z pewnością możecie się mnie tu spodziewać wraz z nowym sezonem, a czy pojawię wcześniej? Tego nie wiem.
W każdym razie - fajnie znowu tu być. ;)

czwartek, 2 lipca 2015

{ 07 }

Mans Zelmerlow - Hope&Glory


Czekanie było nieodłącznym elementem naszego życia. Uczniowie odliczali do pierwszego dnia wakacji, pary oczekiwały przyjścia na świat ich dziecka, stojący na przystankach ludzie wypatrywali swoich autobusów. Każdy miał coś, czego nie mógł się doczekać, a nadejście owego zdarzenia potrafiło przynieść mniej lub więcej szczęścia, ulgi czy spełnienia. Problem zaczynał się wtedy, gdy nasze oczekiwanie się wydłużało lub końcowy efekt nie sprostał temu, co sobie wyobrażaliśmy lub czegoś pragnęliśmy.
Czekanie na odpowiedź Severina na mój list trwało i trwało, a ja powoli zaczęłam tracić nadzieję na to, że jakikolwiek odzew nadejdzie. Czułam narastającą we mnie desperację i byłam bliska zadzwonienia do niego kilkukrotnie, i to w momentach, które mogłyby się wydawać nieco, hm, idiotyczne? Chociażby ostatnio, gdy miejscowa Hertha, którą wspierałam, przegrała mecz na własnym boisku z Bayernem Monachium, którym kibicował Freund. Gadaliśmy o piłce, a w szczególności o Bundeslidze, nie jeden raz, a kiedy przyszło do starć naszych ulubionych drużyn, to wydawało się, że rozmowa na ten temat jest nieunikniona. Niestety, Sev nie pokwapił się, by wysłać nawet na SMS-a w stylu: "Haha, co za frajerzy! Mia San Mia!", a ja zirytowana odpisałabym: "Lepiej przegrać niż być kibicem Buyernu Monachrum". Do niczego takiego nie doszło, więc pozostało mi wkurzanie się  z powodu porażki przeciwko aktualnym Niemiec oraz dalsze łudzenie się, że w wolnej chwili Freund jednak postanowi się do mnie odezwać. 
Mijały tygodnie, a co za tym szło - zbliżał się koniec roku. Klara nie dałaby mi żyć, gdybym spędziła kolejnego Sylwestra spędziła w domu, więc wpadła na jakże genialny pomysł zabrania mnie do... Garmisch-Partenkirchen. Tak, tego Garmisch-Partenkirchen, gdzie w Nowy Rok odbywa się konkurs Turnieju Czterech Skoczni. Fakt, moja przyjaciółka miała swoją małą tradycję i jeździła tam do swojej rodziny, poza tym 31 grudnia ona i Freitag będą mieli swoją rocznicę poznania się, lecz znałam ją zbyt dobrze, by nie zorientować się, że zabranie mnie tam miało mi pomóc w skonfrontowaniu się z Severinem. Miałam ochotę podziękować jej i udusić ją za to jednocześnie, ale hej! To wszystko wynikało z mojej miłości jaką darzyłam pannę Hermann, która nie byłaby sobą, gdyby sobie ot tak odpuściła i nie pomogła mi w rozwiązaniu tej dręczącej mnie sprawy. Jakby nie patrzeć to ona po części sprawiła, że ja i Sev mogliśmy się lepiej poznać i do siebie zbliżyć.
- Vicky, rozchmurz się, przynajmniej na moment – nalegała Klara, gdy siedziałyśmy w jej samochodzie w drodze do Ga-Pa. – Hm? Możesz to dla mnie zrobić?
- Nie jestem tego taka pewna – odparłam, po czym wyszczerzyłam do niej zęby w najbardziej sztucznym uśmiechu, na jaki było mnie stać. – Lepiej?
- Rozczarowujesz mnie, dziewczyno – zażartowała, nie odrywając wzroku od jezdni. – Co ten Severin w tobie widzi, nie mam pojęcia.
- Pieprz się – warknęłam i bynajmniej nie było to typowy „przyjacielski” rozkaz, jak to zwykle bywało, ale naprawdę w tamtym momencie Klara mnie wkurzyła. I zdawałam sobie sprawę, że było to głupie, bo przecież nie powiedziała nic, co mogłoby mnie obrazić. – Nie ma co we mnie widzieć.
Klarę wyraźnie zaskoczył mój nagły napad złości, więc bąknęła krótkie „Przepraszam” i więcej się nie odzywała. Poczułam się jak największa kretynka na świecie, bo to ja powinnam była przepraszać Klarę za moje nieprzewidywalne huśtawki nastrojów, a nie ona mnie. Dziewczyna wydawała się tym ani trochę przejmować i skupiła się na jak najszybszym i najbezpieczniejszym dotarciu na miejsce. 
Wyciągnęłam słuchawki z kieszeni spodni, po czym zaczęłam się bawić w rozplątywanie ich. Gdy w końcu tego dokonałam mogłam w spokoju posłuchać muzyki, starając się przy tym oderwać od dręczących mnie myśli, co łatwe nie było. Świadomość tego, że od spotkania z Severinem dzieliło mnie tak niewiele przyprawiało mnie o stres i radość w tym samym momencie, co tworzyło niezłą mieszankę emocji. Sama nie wiedziałam do końca czego się spodziewać po takim czasie i czy on w ogóle chciał się ze mną zobaczyć. W końcu nie odzywał się do mnie przez ostatnie tygodnie, a gdyby mu zależało na kontakcie ze mną to by się tak nie zachowywał. Z drugiej strony wiedziałam, że jest środek sezonu, co oznaczało podróże, nawał treningów i zmęczenie, więc nie miałam prawa aż tak wkurzać się na Seva, że się do mnie nie odzywał.
Wsłuchiwałam się w głos Chrisa Martina i utkwiłam wzrok w krajobrazie za szybą. Poczułam zakłopotanie, gdy przyłapałam się na cichym podśpiewywaniu razem z wokalistą Coldplay, lecz miłość do muzyki była silniejsza. Każdego dnia tęskniłam za graniem na pianinie, które tak uwielbiałam i zawsze pozwalało mi uciec od wszystkich przytłaczających mnie problemów. Mogłam zatracać się w wydobywających się z instrumentu dźwiękach, pozwalając na to, by grane przeze mnie melodie mną zawładnęły i zabrały mnie do lepszego świata. Nieważne czy to dzień, noc, lato, zima - pianino przyciągało mnie swoją mocą o każdej porze. Wiedziałam też, jak bardzo Lucas lubił moje domowe "koncerty", miał swoje ulubione utwory, więc starałam się je grać jak najczęściej. Kiedy odszedł nie byłam w stanie nawet zbliżyć się do klawiszy, bo każda zagrana nutka boleśnie przypominała mi o tym, że już go ze mną nie było, nie usiądzie obok, by wpatrywać się w moje rozbiegane po klawiaturze palce i nie odwiedzie mnie od instrumentu łaskotkami i pocałunkami.
Zacisnęłam powieki i wzięłam kilka głębszych oddechów, by nie pozwolić zbierającym się łzom wydostać. Klara jak gdyby wyczuła, że coś jest nie tak, pociągnęła za kabelek od słuchawek, by po chwili zacząć śpiewać piosenkę "Hey Jude" Beatlesów, którą uwielbiałyśmy i tekst obie znałyśmy na pamięć. Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością i pokiwałam głową na znak, że już jest w porządku, po czym wróciłam do swojej playlisty, ale tym razem do jej mniej przygnębiającej części.
                                                                                                                         
*

Lubiłam przyjeżdżać do dziadków Klary, którzy traktowali mnie jak członka rodziny odkąd po raz pierwszy się u nich pojawiłam. Pan Sebastian miał tendencję do opowiadania różnych historii z czasów, gdy – jak sam mówił – był jeszcze piękny i młody, a wszystkie kobietki w okolicach oglądały się właśnie za nim. Za to pani Denise piekła najlepsze czekoladowe ciasteczka na świecie i nie znałam osoby, która mogłaby się im oprzeć. Gdybym mogła to spędziłabym całe życie na jedzeniu ich, siedzeniu na kanapie w swoim mieszkaniu i oglądaniu piłki nożnej. Zapewne po paru miesiącach sama wyglądałabym jak wielka chodząca (lub raczej tocząca się) piłka, ale te pyszności były tego warte.
Stałam przed lustrem w pokoju, przyglądając się dokładnie swojemu odbiciu. Poprawiłam swoją „małą czarną”, obróciłam się kilka razy wokół własnej osi i westchnęłam ciężko. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po ostatnim wieczorze 2014 roku. Z pewnością nie byłam zwolenniczką tworzenia listy z postanowieniami noworocznymi ani gadania, że wraz z początkiem nowego roku stanę się ulepszoną wersją samej siebie. Dla mnie to nie miało sensu, bo każdy dzień był dobry na zmiany w swoim życiu. Miałam jedynie nadzieję, że będę się dobrze bawić, choć z każdą minutą moje chęci do wyjścia z domu malały, a zdenerwowanie związane z prawdopodobnym spotkaniem się z Freundem rosło.
Usłyszałam skrzypnięcie drzwi, a po chwili w pomieszczeniu pojawiła się Klara ubrana w śliczną błękitną sukienkę, która idealnie pasowała do koloru jej tęczówek. Zbliżyła się do mnie i przytuliła do siebie, czym mnie zaskoczyła i z początku nie wiedziałam, jak się zachować, ale odruchowo odwzajemniłam jej uścisk. Kiedy się od siebie odsunęłyśmy spostrzegłam, że uśmiecha się ze łzami w oczach.
- Wszystko w porządku? – zapytałam, na co ona pokiwała twierdząco głową w mało przekonywujący sposób. – Hej, co się dzieje?
- Nic, nic, ja po prostu… - mamrotała niepewnie ze zwieszoną głową. – Rozmawiałam z babcią o tobie.
- O mnie?
- Tak, o tobie.
- Oh… I co w związku z tym?
Dziewczyna pociągnęła mnie za rękę, po czym obie usiadłyśmy na łóżku. Naprawdę zaczęłam się martwić, co takiego chciała mi powiedzieć, ale nie chciałam jej naciskać, więc cierpliwie czekałam.
- Wspominałyśmy jak przyjechaliście tutaj z Lucasem niedługo po waszym ślubie. Babcia powiedziała, że widziała w was siebie i dziadka sprzed lat: zakochanych do szaleństwa, którzy mieli całe życie przed sobą – mówiła Klara, cały czas ściskając moją dłoń. – Nawet nie masz pojęcia, jaka jestem z ciebie dumna, Vicky. Wiem, jak było ci ciężko po tym co się stało i czasami wręcz za bardzo na ciebie naciskałam, żebyś przestała patrzeć wstecz, ale wiesz, że robiłam to, bo cię kocham, prawda?
- Wiem – odparłam, ocierając mokre policzki. Matko, jaką ja byłam paskudną beksą. – Czemu mówisz mi to wszystko teraz?
- Jakiś taki refleksyjny dzień – odpowiedziała i obie się zaśmiałyśmy. – Widziałam, że byłaś smutna w samochodzie… Przepraszam, jeśli cię uraziłam.
- Nie, to ja przegięłam. Czasami reaguję zbyt impulsywnie. Znasz mnie.
- I to aż za dobrze. Jakim cudem ja z tobą tyle wytrzymałam?
Pokręciłam głową z rozbawieniem, po czym podniosłam się z miejsca i ponagliłam ją do wyjścia. Przyszedł czas na zabawę, a nie na smutki.

*

Po kolejnej przetańczonej piosence postanowiłyśmy zrobić sobie przerwę i usiąść przy wolnym stoliku, po czym zamówiłyśmy sobie po drinku. Klara po raz kolejny w ciągu ostatnich kilkunastu minut spojrzała na wyświetlacz telefonu, ale Richard nie raczył wysłać ani jednej wiadomości, a miał być już godzinę temu, co moją przyjaciółkę niepokoiło.
- Okej, jutro są zawody – mówiła, coraz bardziej wkurzona i nabuzowana. – Jutro ma zawody, więc wymknięcie się z hotelu ot tak nie jest proste. Ale czy wysłanie pieprzonego SMS-a jest takie trudne?!
- Hej, na pewno przyjdzie za niedługo – powiedziałam, starając się ją uspokoić.
Tylko że po upływie kolejnych dwudziestu minut blondynka przestała mieć nadzieję na to, że Freitag raczy się pojawić. Widziałam, że złością próbowała ukryć smutek i ani trochę się jej nie dziwiłam.
- Trudno – rzekła nagle. – Nie będę się tym przejmować. Chcę spędzić tę noc jak należy.
To powiedziawszy wstała od stolika i zaczęła przeciskać się w stronę baru. Podążyłam za nią, ale ta zachowywała się jakby miała mnie gdzieś, a moje usilne prośby o to, żeby nie robiła nic głupiego były jak mówienie do głuchego. Zero reakcji. Nie zamierzałam towarzyszyć Klarze w jej szaleńczym zapędzie zapomnienia o Richardzie, ani tym bardziej nie chciałam robić za jej niańkę. Jej rozczarowanie było zrozumiałe, ale czy upijanie się i tańczenie z kim popadnie miało sprawić, że przygnębienie związane z nieobecnością skoczka zniknie?
Cholera, chyba to ja miałam problem ze swoim byciem sztywniarą. Sylwester w Garmisch-Partenkirchen, a ja właśnie opuszczałam lokal, nie chcąc być obserwatorką wygłupów mojej przyjaciółki. Zastanawiałam się tylko, co będzie nazajutrz, jeśli Klara zdecydowałaby się na spotkanie z Freitagiem po zawodach. 
Wyszłam na zewnątrz i zaczęłam się rozglądać za jakimś pobliskim postojem taksówek. Krążyłam przez kilka minut w pobliżu klubu, aż w końcu zdecydowałam się wrócić na nogach. Mogłabym w sumie jeszcze raz spróbować wyciągnąć pannę Hermann z tej durnej imprezy, ale to raczej nie miało sensu.
Zirytowana przebiegiem ostatniej nocy 2014 roku, ruszyłam w stronę domu dziadków Klary. Mijałam rozbawionych i nieco wstawionych ludzi, którzy wyraźnie dobrze się bawili, w przeciwieństwie do mnie. Wtem spostrzegłam znajomą żółtą kurtkę, a już po chwili stałam oko w oko z jej właścicielem. Sterczeliśmy jak wryci na środku chodnika, nie wiedząc, jak się zachować ani co powiedzieć. Od ostatniego naszego spotkania minął ponad miesiąc, a ja czułam się jakbym nie widziała go dobrych kilka lat. Niezręczna cisza panująca między nami tylko pogarszała sytuację i oboje mieliśmy problem, by z tego wybrnąć.
- Victoria - powiedział głosem pełnym... no właśnie czego? Nigdy go takiego nie słyszałam i nie umiałam dobrze określić jego tonu. - Myślałem, że będziecie z Klarą w klubie.
- Powiedzmy, że ten wieczór nie poszedł po jej myśli - odparłam, na co on pokiwał głową, dając mi znak, że zrozumiał moją aluzję co do ich spóźnienia. - Richie nie będzie miał łatwo.
- Na pewno sobie poradzą... A my?
My. Na dźwięk tego słowa moje serce przyśpieszyło, nad czym nie mogłam zapanować. Nad niczym już nie panowałam i powoli wszystko wymykało mi się spod kontroli.
- Chciałem odpowiedzieć na twój list - mówił dalej, nie odrywając ode mnie wzroku. - Im dłużej milczałem, tym bardziej się bałem, że już nie chcesz mnie znać. Żadne słowa nie wydawały mi się odpowiednie.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem, po czym pociągnęłam go za rękaw, by poszedł za mną. Jego przyjście nic nie zmieniało i nadal chciałam się stąd jak najszybciej ulotnić. Severin zerkał na mnie co chwilę, wyczekując jakiejkolwiek reakcji na to, co powiedział. Nie byłam w stanie skupić się na zebraniu wszystkich myśli w jedną całość. 
- Cały czas czekałam na jakiś znak od ciebie - wymamrotałam zdenerwowana. - Ale w końcu doszłam do wniosku, że być może przytłoczyłam cię swoją przeszłością.
- Nie - zaprzeczył, łapiąc mnie za rękę, jak gdyby tym gestem chciał mnie upewnić w tym, że się myliłam. – Po prostu nie mogłem uwierzyć, że jedna osoba tak wiele przeszła. Twoje wyznanie jedynie utwierdziło mnie w tym, co już wcześniej o tobie sądziłem.
- Czyli co? - spytałam i się zatrzymałam. Blondyn przyciągnął mnie do siebie z uśmiechem na twarzy. - Sev?
- Victorio Endler - zaczął, cały czas patrząc mi w oczy, obejmując mnie mocniej - Jesteś szczera, piękna, mądra, zabawna...
- Powiedz mi coś, czego nie wiem.
- O, do tego bardzo skromna!
- Freund...
Sev zaśmiał się i wywrócił oczami, by parę sekund przejść do konkretów. I to takich, których nic nie mogłoby przebić. Jego wargi były ciepłe i przyjemne, a ja od razu zapragnęłam więcej. Położyłam dłoń na jego policzku, nie odrywając się od niego ani na sekundę i przedłużyłam nasz pocałunek. Pierwszy, wyczekiwany, rozwiązujący wszelkie niedopowiedzenia. 
- Vicky - wyszeptał, opierając swoim czołem o moje. - Tęskniłem. Tak cholernie.
- Severinie, co to za słownictwo? - odrzekłam i zachichotałam, a on uciszył mnie kolejnym całusem. – Kurczę, mogłabym się do tego przyzwyczaić.
- Nic nie stoi na przeszkodzie – odparł w tak beztroski sposób i uwierzyłam, że to mogłoby się udać. Ale tylko na moment. – Coś nie tak?
Wyplątałam się z jego objęć, po czym ruszyłam w dalszą drogę. Freund niewiele myśląc podążył za mną, by po chwili złapać mnie za ramiona i zatrzymać przed dalszym maszerowaniem.
- Nie odzywałeś się, w końcu się pojawiasz, całujesz mnie i jeszcze pytasz, czy coś jest nie tak? – wyrzuciłam z siebie, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Ja… Ja nie chciałem, żeby to wszystko tak wyglądało – szeptał, opierając swoje czoło o moje. – Zależy mi na tobie, i to bardzo. Niech mnie piorun trzaśnie, jeśli kłamię.
Zaczęłam rozglądać się za śladami błyskawic, ale nic takiego nie miało miejsca. Severin patrzył na mnie uśmiechając się zawadiacko, starając się mnie tym udobruchać. Tanie męskie sztuczki: to miał być ten moment, gdy miało mi zmięknąć serce i kolana powinny się ugiąć. Zamiast tego część mnie chciała go spoliczkować, zaś druga ponownie pocałować. W co ja się wpakowałam? Byłam za stara na jakieś zauroczenia czy miłostki, to nie było dla mnie.
- Posłuchaj mnie – zaczął i złapał mnie za dłonie. – Każdy ma jakiś bagaż doświadczeń: jeden może przypominać torebkę, drugi wielki kufer przykrych wspomnień. Nie obchodzi mnie ich rozmiar, jedyne co mnie obchodzi to to, że chcę go dźwigać razem z tobą, rozumiesz?
- Rozumiem – odpowiedziałam i cmoknęłam go w policzek. – Ja po prostu nie wiem, czy jestem na to gotowa.
- W porządku, lecz ja się tak łatwo nie poddam.
Nagle rozległ się huk,  a niebo rozświetliło się dziesiątkami kolorów. Podziwiałam fajerwerki, nie wypuszczając ręki Severina, co wydawało mu się ani trochę nie przeszkadzać. Gdzieś tam w środku cieszyłam się, że mogłam spędzać pierwsze minuty 2015 roku właśnie z nim, nawet jeśli oboje wyobrażaliśmy sobie to nieco inaczej.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Vicky.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Sev.

*

Kilka dni później wszystko wywróciło się do góry nogami i to za sprawą jednego wykonanego telefonu do Freunda. Stwierdziłam, że skoro doszliśmy do porozumienia, to mogliśmy wrócić do naszego dawnego trybu wieczornych rozmów i byłam pewna, że Severin poprze mój pomysł. Nie przewidziałam jednak jednej istotnej rzeczy…
- Słucham? – usłyszałam po drugiej stronie głos należący do kobiety. Poczułam jak robi mi się słabo i nie byłam w stanie się odezwać. – Halo?
- Ekhm, mogę rozmawiać z Severinem? – wydusiłam z siebie w końcu.
- Jest w łazience – poinformowała mnie i choć jej nie widziałam, to byłam pewna, że uśmiecha się teraz złośliwie pod nosem. – Coś przekazać?
- Nie, dziękuję – odpowiedziałam, starając się nie rzucić komórką o ścianę. – Dobranoc.

***

CIĄG DALSZY NASTĄPI.
Naprawdę, wracam tu w listopadzie
Tymczasem możecie mnie szukać na pozostałych blogach, a wszystkie adresy znajdziecie w zakładce "Autorka". ;)