piątek, 1 maja 2015

{ 06 }


Po powrocie do sierocińca musiałam bronić się przed zmasowanym atakiem ze strony Klary i Sophii. Zasypywały mnie milionem pytań, na które udzielałam lakonicznych odpowiedzi, wpatrując się beznamiętnym wzrokiem w czubki swoich butów. Obie panie Hermann nie mogły pojąć mojego zachowania, zwłaszcza młodsza z nich, która nie ukrywała swojego zawodu mną. Słabym głosem oznajmiłam, że mam dość tego przesłuchiwania i analizowania mojej relacji z Severinem, po czym wyszłam z gabinetu pani dyrektor i skierowałam się do pokoju zabaw, gdzie gromadka dzieci uzupełniała kolorowani lub bawiła się lalkami, klockami bądź samochodzikami.
I była też Lisa, która siedziała samotnie na podłodze i rysowała coś w swoim ukochanym zeszycie z pandami na okładce. Ta trzynastoletnia dziewczynka z burzą czarnych loków była najbliższą mi podopieczną i można było to zwalić na fakt, że była kopią mnie samej sprzed kilkunastu lat. Nieufna, humorzasta, często trzymająca się na uboczu – to wszystko sprawiło, że udało nam się znaleźć wspólny język. To dziwne, że dwa razy młodsza ode mnie osóbka mogła być tak podobna do mnie. Pewnie nigdy bym się nie zorientowała, gdyby nie jeden incydent: miała wtedy 9  lat i w napadzie złości złamała jeden ze swoich ołówków, po czym cisnęła nim w jedną z koleżanek. Pamiętam to popołudnie bardzo dobrze, bo był to dzień, w którym Lucas i ja oznajmiliśmy Sophii oraz reszcie pracowników, że planujemy się pobrać. To właśnie mój ówczesny narzeczony postanowił się z nią rozmówić, choć nawet w domu dziecka nie pracował i był Lisie kompletnie obcy. Wystarczyła zaledwie piętnastominutowa pogawędka z tą małą złośnicą, by rozpoznać w niej mojego sobowtóra. Skłoniło mnie to do zbliżenia się do tej niepozornej dziewczynki, która z upływem czasu zaczęła się do mnie przekonywać i w razie jakiegoś problemu nie chciała rozmawiać o tym z nikim innym, tylko ze mną.
Usiadłam obok niej i przyglądałam się jej pracy. Dzięki lekkim i zgrabnym ruchom ołówka na kartce stopniowo pojawiał się upragniony obraz. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, że jest to mój portret, co mnie zaskoczyło, ale jednocześnie zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Dlaczego ja? – zapytałam, a kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze. – Lisa?
- Lubię cię rysować – odpowiedziała z typową dla siebie bezpośredniością i szczerością. – Coś się stało, prawda?
- Nie – skłamałam i pokręciłam głową, lecz po jej minie widziałam, że mi nie uwierzyła. – Dorosłe problemy…
- … których ja nie zrozumiem – dopowiedziała, wzdychając przy tym. – To przez Severina jesteś smutna?
- Co? Nie! – powiedziałam trochę za głośno, czym zwróciłam na siebie uwagę innych dzieci. Na szczęście, już po chwili wróciły do swoich zabaw. Zdziwiona uniosłam brwi, nie wiedząc skąd jej to przyszło do głowy. Do czego to doszło, że taka małolata mnie zagięła? – Czemu tak pomyślałaś?
- Podsłuchałam kiedyś twoją rozmowę z Klarą – przyznała, nie odrywając wzroku od kartki ani na sekundę. Wciąż w pełnym skupieniu kontynuowała rysowanie. – Mówiłaś o Sevie i byłaś przy tym taka radosna…
- Jejku… - bąknęłam zmieszana. Chyba powinnam była skarcić ją za wścibstwo, ale jakoś nie byłam w stanie tego zrobić. – To naprawdę skomplikowana sprawa.
- Dobra, znam tę gadkę – odparła, po czym zamknęła zeszyt i w końcu postanowiła na mnie spojrzeć. – Po prostu wydaje mi się, że on jest osobą, z którą mogłabyś latać.
A myślałam, że byłam jedyną osobą, której słowa Severina z pierwszej wizyty w sierocińcu zapadły w pamięć. Lisa wpatrywała się we mnie, oczekując jakiejkolwiek reakcji, podczas gdy ja milczałam jak zaklęta. Patrzyłam w sufit, jak gdyby tam miały być zapisane odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytanie, ale to nie mogłoby być aż tak proste…
- Jest tylko mały problem z tym moim lataniem.
- Jaki?
- Boję się siąść na belkę.
Dziewczynka zamyśliła się, usilnie próbując zaradzić mojemu problemowi. Już chciałam powiedzieć, by zapomniała o tym, co powiedziałam, gdy nagle jej twarz się rozchmurzyła i Lisa posłała mi ciepły uśmiech.
- Czasem trzeba zaryzykować, prawda? – zapytała, a ja przytaknęłam, kiwając głową. – W takim razie zrób to. A jeśli coś pójdzie nie tak, to pozbieraj się i spróbuj jeszcze raz. Na pewno będzie przy tobie ktoś, kto ci w tym pomoże i będzie cię wspierał.
Nie musiała dodawać kto miał być tym kimś, bo to było oczywiste. To był najlepszy moment na to, aby wziąć się w garść, poukładać pewne sprawy i zostawić przeszłość za sobą. Problem w tym, że mówienie o tym było o wiele łatwiejsze od wykonania. Wiedziałam, że poddanie się i zostawienie wszystko takim, jakim było to największy błąd jaki mogłam popełnić.
Przytuliłam do siebie Lisę, starając się być twardą, choć czułam, że zbierało mi się na płacz. Krótka rozmowa z trzynastolatką pozwoliła mi tak wiele zrozumieć i miałam nadzieję, że uda mi się odkręcić tę sprawę z Severinem, o ile nie było za późno.

*

Dzwonienie i pisanie wiadomości nie przynosiło żadnych efektów. Freund nie chciał ze mną rozmawiać, a ja stawałam się wobec tej sytuacji coraz bardziej bezsilna i zdesperowana. Każdy dzień przybliżał nas do rozpoczęcia sezonu zimowego, który miał zostać zainaugurowany w Klingenthal. Jeszcze nie tak dawno planowałyśmy z Klarą powtórzyć nas październikowy wyjazd, ale w takiej sytuacji zrezygnowałam z tego, więc moja przyjaciółka postanowiła jechać sama. Na nic było jej przekonywanie mnie do zmiany decyzji. Uważałam, że lepiej będzie, jeśli się tam nie pojawię, choć bardzo chciałam spotkać się z Sevem i mu wyjaśnić to zamieszanie z obrączką.
Sophia wpadła na pomysł, który miał być rozwiązaniem moich problemów. Innymi słowy: zaproponowała, żebym napisała list do Severina, który Klara miała mu przekazać. Można byłoby to uznać za nieco staroświecką metodę, ale nie miałam nic do stracenia. Dlatego trzy dni przed wyjazdem mojej przyjaciółki na pierwsze konkursy Pucharu Świata usiadłam przy biurku, wzięłam kartkę i przelałam wszystko na papier. A przynajmniej próbowałam, bo po jakiejś godzinie mój pokój był zawalony kulkami, a na każdej z nich były zapisane maksymalnie dwa-trzy zdania.

Drogi Severinie!
Traktuję ten list trochę jak moją spowiedź, nie tylko przed tobą, ale przede wszystkim przed samą sobą. Chciałabym powiedzieć Ci o tym wszystkim na żywo, ale po naszej ostatniej „rozmowie” nie odzywasz się do mnie. A ja nie mogę żyć dłużej z myślą, że jesteś na mnie wściekły.
Minęło już wiele czasu od tego, co mnie spotkało, lecz to nie sprawia, że mówi mi się o tym łatwiej. Kiedy tracisz kogoś, kto był przy tobie przez całe twoje życie, to można odnieść wrażenie jakby świat nagle runął. I ja poznałam to uczucie 3 lata temu, gdy mój mąż zginął w wypadku. Wychowywaliśmy się w jednym domu dziecka i był moim najlepszym przyjacielem. Kochałam go tak mocno, że kiedy odszedł, poczułam jakby nic we mnie nie zostało. Grunt osunął mi się spod nóg i szłam na dno jak Titanic po zderzeniu z górą lodową. Bezdenna pustka. Czy to nie jest dziwne, że brak jednej osoby może zmienić tak wiele? Może w tym leży problem wielu ludzi. Są nieszczęśliwi, cały czas dążą do tego, by mieć jeszcze więcej, a czasami wystarczy usiąść i docenić to, co się ma. Dopiero gdy tracimy, zdajemy sobie sprawę z tego, jak wiele posiadaliśmy.
Zasługujesz na to, by znać prawdę, Sev. Rzecz w tym, że nie spodziewałam się tego, że staniesz mi się tak bliski. Nie sądziłam, że będę umiała otworzyć się przed nowopoznaną osobą i przyjdzie mi to z taką łatwością. Gdy jestem przy Tobie czuję się… po prostu dobrze. Tak swobodnie, że mogłabym powiedzieć Ci o swoich marzeniach, problemach i lękach, a Ty byś mnie zrozumiał. Mogę być sobą i nie muszę udawać, że jest w porządku, kiedy tak naprawdę mam ochotę siąść na kanapie i płakać. Potrafisz wywołać uśmiech na mojej twarzy, mimo tego, że jesteś setki kilometrów ode mnie.
Przykro mi, że dowiadujesz się o tym w taki sposób. I przepraszam, że nie powiedziałam Ci wtedy, gdy zwróciłeś mi obrączkę. Mam nadzieję, że zrozumiesz mnie i tym razem oraz że niedługo się zobaczymy. Bo… trochę mi Ciebie brakuje. Nawet bardziej niż trochę.
Trzymam za Ciebie i resztę kadry kciuki. Wierzę, że dobrze zaczniecie ten sezon.

Victoria

***

Przepraszam, że pojawiam się tutaj tak późno i to jeszcze z takim krótkim rozdziałem, w którym nic się nie dzieje, ale jest on taki przejściowy. Ale jakoś kiedy nie ma sezonu pisanie nie jest takie łatwe, do tego nie mam ostatnio czasu, więc rozdziały będą pojawiać się rzadziej. :( W każdym razie - dziękuję za każdy komentarz i miłe słowa. I przypominam o ankietce na dole. Przy okazji zapraszam na pozwol--mi.blogspot.com, jeśli ktoś lubi poczytać coś o Austriakach oraz na awantura-o-amande.blogspot.com, jeśli ktoś woli coś na wesoło. ;)
Do następnego! :*

4 komentarze:

  1. Z małym poślizgiem, ale jestem ♥
    Kolejny świetny rozdział, aż szkoda, że taki krótki :) Dom dziecka to chyba jedno z najgorszych miejsc świata... Bardzo podoba mi się postać Lisy. Ma zaledwie trzynaście lat, ale jest niezwykle rezolutną i mądrą dziewczynką. Na pewno w jakiś sposób pomogła Victorii uporać się ze swoimi problemami. Przecież nigdy nie jest za późno, żeby wyjaśnić z drugą osobą najważniejsze sprawy, w tym przypadku z Severinem. MIałam łzy w oczach, czytajac ten list. Może gdyby Victoria od razu powiedziała mu całą prawdę, to wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej... Ale mam nadzieję, że Sev ją zrozumie.
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  2. O matulu, ten list jest taki szczery i prawdziwy, że Sev musi dać ich relacji jakąś szansę - pod warunkiem, że zechce go przeczytać. Bo jeśli złość w nim dalej buzuje, to może różnie być. Jakkolwiek będzie, wolę trzymać się tej optymistycznej wizji. Mam nadzieję, że list będzie początkiem, który utoruję im drogę do szczerej rozmowy od serca - takiej bez ukrywania niczego, w której pokażą swoje prawdziwe, nagie serca. Bo to byłoby bez sensu stracić coś, co tak pięknie się zaczynało z powodu takiego nieporozumienia (nienajlepsze słowo, wiem_. Niby bez sensu, ale często tracimy w życiu osoby w wyniku różnych z pozoru błahostek, które łatwo wyprostować dwoma zdaniami. Więc oby siebie nie stracili.
    Eeee co? Jakie rzadziej. Liberum veto i tupnięcie nogą. W tych czasach skocznej posuchy chcesz zostawić nas bez Vicky i Sevcia? No chyba nie :(
    Życzę wenki! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz to naprawdę wszystko jest w dłoniach Seva. List jest niesamowicie szczery i otwarty, więc powinien wszystko wyjaśnić. Problem tkwi jedynie w tym, że Severin musi ten list przeczytać, a jeśli jest wyjątkowo uparty i jego ego cierpi, to może być to trudne. Ale liczę na niego, że się nie podda i zawalczy, mimo że zdaje mu się, że nie ma o co walczyć. Skoro wcześniej się tak genialnie z Vicky dogadywali, to nie powinien zaprzepaszczać takiej znajomości. Zwłaszcza, że ona nigdy nic mu nie obiecywała (i nie, nie bronię jej milczenia na temat męża) (nie, nie bronię też Severina i jego reakcji)
    Jestem gdzieś pośrodku w tym "konflikcie". Każde z nich ma coś do zrobienia, aby znajomość się podtrzymała. Trzymam kciuki :3
    I weny, weny, weeenyyy życzę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeżu... Czemu mi nie przypomniałaś, że nie skomentowałam tego rozdziału?! Byłam pewna, że zostawiła tu swoje małe pitu-pitu, wchodzę, patrzę - NIE MA! Moje zaległości coraz bardziej mnie przerażają. Ale wstyd!
    No nic, ale do rzeczy. Podobała mi się ta scena z Lisą. Dzieci są mega bystre, to po pierwsze, i zawsze wyczają, gdy coś jest nie tak. Dlatego są takie przerażające! Są małe, niby głupiutkie, ale i tak zawsze coś wywęszą. Ewentualnie podsłuchają, bo to spryciule jakich mało. Anyway, walną czasem też mądrością, która potem nie daje spać. To swoją drogą fascynujące, że dzieciaki potrafią służyć radą lepszą i prostszą, niż dorośli. Bezpośredniość rządzi, aż chciałoby się znów mieć kilka lat.
    List, list, list. Czasem jest łatwiej coś napisać, niż powiedzieć wprost. Vicky przelała na papier wszystko to, czego bała się powiedzieć Sevovi prosto w oczy i uważam to za pewien akt odwagi. Bo przełamała się i mimo wszystko jakoś próbuje mu przekazać swoją historię i uczucia. Jest to już jakiś początek, teraz wszystko w rękach Seva. Oby tylko nie było tak, że zobaczy list od Vicky i wciąż niesiony żalem nawet go nie przeczyta i od razu wywali. Mam również nadzieję, że Vicky w ostatniej chwili nie wycofa się i go wyśle, bo to też czasem tak bywa.
    No nic, czekam na ciąg dalszy! Weny Ci życzę, chęci, cierpliwości, nastroju do pisania, no i sama wiesz. :) Ściskaaaaam!

    OdpowiedzUsuń