Od
zawsze byłam okropnym śpiochem. Uznawałam sen za jedną z moich ulubionych
czynności i z tego powodu nie znosiłam, kiedy coś lub ktoś mnie od niego
odrywało. Jeśli się nie wyspałam to stawałam się drażliwa i irytowała mnie
każda, nawet najmniejsza, pierdoła. Od zawsze starałam się nad tym panować i
mimo złego samopoczucia zachowywać się tak jak zwykle, lecz dla ludzi było
oczywiste, że jeśli byłam niewyspana to bez kija lepiej nie podchodzić.
Gdy
Lucas odszedł, przez kilka tygodni miałam kłopoty ze snem. Koszmary, budzenie
się z płaczem czy spanie po 2-3 godziny stały się dla mnie codziennością.
Dopiero kiedy Klara zamieszkała ze mną na parę miesięcy to problemy się powoli
niwelowały. Dziewczyna spała w sąsiednim pokoju i jeśli potrzebowałam
porozmawiać w środku nocy to nie narzekała, nie kazała mi spadać, tylko
siedziała wiernie naprzeciw mnie i wysłuchiwała po raz tysięczny tego samego. Nie
wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie jej to wystarczająco wynagrodzić.
W
końcu przebywanie samotnie w mieszkaniu nie było już niczym nadzwyczajnym. Sama
się budziłam, jadłam śniadanie, oglądałam wieczorem telewizję, chodziłam na
zakupy i zasypiałam. Nienawidziłam tego, ale po stracie Lucasa to było
nieuniknione. Co prawda wyjątkami bywały babskie wieczorki, ale takowe bywały
raz na jakiś czas, a tak na co dzień byłam sama ze sobą.
Dlatego
już miałam wybuchnąć i krzyknąć „Jeszcze pięć minut!”, kiedy zorientowałam się,
że to Severin robił tamtego ranka za mój budzik. Składał pocałunki na moim
ciele po wyznaczonym przez siebie szlaku: od ramienia, przez szyję, do karku i
kończąc za uchem. Szeptał moje imię, chcąc mnie obudzić, ale było mi tak
dobrze, że nie chciałam, żeby przerywał ani na moment. Rozkoszowałam się tym,
że leżał u mojego boku i obsypywał pieszczotami. Złamałam się dopiero wtedy,
gdy skoczek zaczął kreślić kółka na moim udzie. Poddałam się i obróciłam na
drugi bok, by móc na niego spojrzeć. Uśmiechnął się do mnie w łobuzerski i
jednocześnie chłopięcy sposób, po czym czule mnie pocałował. Wplotłam palce w
jego włosy, by przedłużyć pocałunek o kolejne kilka sekund. Był tu. Mogłam go poczuć, chłonąć jego
zapach, rozmawiać z nim, przytulić go, całować. Po prostu cieszyć się jego
obecnością i nie pozwolić, by to się szybko skończyło.
-
Dzień dobry – powiedział, kiedy się już od siebie oderwaliśmy. – Jak ci się
spało?
-
Dzień dobry – odpowiedziałam, uśmiechając się o wiele za szeroko. – Świetnie i
widzę, że tobie również.
Przybliżyłam się do niego i złożyłam na jego ustach
kolejny pocałunek. Zdecydowanie nie chciałam, żeby ta chwila miała koniec.
-
Nie masz dość po wczoraj?
-
Ciebie nigdy nie mam dość.
-
Oj, mamy tu chyba niewyżytą panią…
-
Psujesz ten moment, mój drogi.
Blondyn
przyciągnął mnie do siebie i objął ramieniem. Leżałam z głową na jego nagiej
klatce piersiowej i wsłuchiwałam się w bicie jego serca. To był dźwięk, którego
mogłabym słuchać godzinami. Było najpiękniejszą ze wszystkich melodii świata,
która nie mogła się z niczym innym równać.
-
Powinnam pójść zrobić nam coś do jedzenia – odezwałam się, przerywając naszą
przyjemną sielankę. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zerknęłam na Freunda.
– Na co masz ochotę?
-
Na ciebie – odparł, a ja w odpowiedzi rzuciłam w niego poduszką. – Hej, a to za
co?
-
Podobno to ja jestem niewyżyta – prychnęłam i podniosłam się z łóżka, po czym
pomaszerowałam do łazienki. Chciałam zamknąć drzwi za sobą, ale wtedy
zorientowałam się, że Sev stoi na progu. – A pan czego sobie życzy?
-
Chcę wziąć prysznic – oznajmił i się wyszczerzył. – Tak samo jak ty. Po co
marnować tyle wody?
-
Hamuj, kochany – powiedziałam, kładąc mu ręce na ramionach i próbując go jakoś
wypchnąć, ale nie miałam żadnych szans. No i teraz nikt mi nie wmówi, że
skoczkowie to chuderlaczki i nie mają siły. – Ja pod prysznicem potrzebuję
sobie pomyśleć o życiu… i pośpiewać.
-
Pośpiewać? – powtórzył po mnie i uniósł jedną brew zaciekawiony. – Możemy
pośpiewać razem. Co lubisz najbardziej?
-
„Fuck you” Lily Allen –
odpowiedziałam i uśmiechnęłam się tak słodko, jak tylko potrafiłam. – Teraz
wybacz, idę się umyć.
Sportowcy
są znani między innymi z tego, że nienawidzą przegrywać i walczą do końca, a
Severin idealnie wpasowywał się w ten schemat. Na dowód tego wziął mnie na ręce
i wpakował do wanny, nie pozwalając się z niej ruszyć nawet o centymetr. Potem
wielce rozbawiony odkręcił kurek z zimną wodą. Na nic były moje próby
wydostania się, bo Sev złapał mnie za nadgarstki i moje krzyki go nie
wzruszały. Po kilku minutach postanowił się nade mną zlitować. Nachylił się
nade mną, cmoknął w czoło i pomógł wyjść.
-
Widzisz, już jesteś czysta – obwieścił, na co ja wybuchnęłam śmiechem. – To ja
pójdę zrobić śniadanie.
Po
tych słowach opuścił pomieszczenie i zostawił mnie samą. Od razu wlazłam do
kabiny i odkręciłam ciepłą wodę, żeby się zagrzać. Jakieś 15 minut później
poszłam do sypialni po ubrania i znowu zamknęłam się w łazience. Założyłam
przyniesione ciuchy, rozczesałam włosy, zostawiając je rozpuszczone, po czym
chwyciłam za kosmetyczkę. Zanim jednak przeszłam do malowania się, zaczęłam
przyglądać się swojemu odbiciu w lustrze. Miałam wrażenie, że wyglądałam jakoś
inaczej, jakby… promienniej? Do tego uśmiech nie schodził mi z twarzy odkąd się
tylko obudziłam. A to wszystko za sprawką buszującego w kuchni Freunda. Oh,
Vicky, w coś w ty się wpakowała? Byłam już trochę za stara na jakieś motylki w
brzuchu, a jednak i one gdzieś tam sobie latały i ciągle o sobie przypominały.
Albo może to wina tego, że byłam głodna? Nie, to na pewno nie było to. Czułam
się jak coś we mnie zmartwychwstało i nie ukrywałam, że podobała mi się ta zmiana.
Kiedy
mogłam już odhaczyć poranną toaletę, skierowałam się prosto do salonu, gdzie po
chwili pojawił się Sev z dwoma talerzami pełnymi jajecznicą. Już sam zapach
popchnął mnie w stronę stołu, a w smaku było jeszcze lepsze. Siedzieliśmy we
dwójkę przy stole, pałaszując i nic nie mówiąc. Zerknęłam kątem oka na
siedzącego naprzeciw mnie mężczyznę. Siedzenie w samych spodniach i bez
koszulki było poniżej pasa. Chyba jednak to ja powinnam była się hamować, a nie
on.
Wzięłam
ostatni kęs i wstałam z krzesła. Podeszłam do Seva i cmoknęłam go w policzek.
-
Nie chwaliłeś się, że umiesz gotować.
-
To tylko jajecznica.
-
Ale jaka pyszna!
-
Cieszę się, że ci smakowała – powiedział i założył mi kosmyk włosów za ucho. –
Nie gniewasz się na mnie za tę nie zbyt przyjemną kąpiel?
-
Nie – odpowiedziałam. – A ty nie gniewasz się za wykopanie cię z łazienki?
-
Trochę się gniewam – wyznał i zrobił smutną minę. – Powinnaś mnie przeprosić.
Wywróciłam
oczami i pocałowałam go po raz kolejny. Czemu nie mogło być tak każdego dnia?
-
Już mi lepiej – oświadczył Sev. – Teraz ty zmywasz, a ja się idę umyć. Gdybyś
zmieniła zdanie i miała ochotę do mnie dołączyć to zapraszam.
-
Nie, dzięki, raczej nie skorzystam – odparłam i pstryknęłam go w nos. – Idź
już, brudasie.
Blondyn
zaśmiał się i poszedł grzecznie do łazienki. Wzięłam talerze ze stołu i
poczłapałam do kuchni, żeby je umyć, a przy okazji wstawiłam wodę. Wyjęłam z
szafki dwa kubki, postawiłam je na blacie i wrzuciłam do nich dwie torebki z
herbatą. To wszystko było dla mnie takie nierealne: spędziliśmy naszą pierwszą
wspólną noc razem, zjedliśmy razem śniadanie i o ile Sev nie musiał za chwilę
wracać to będziemy mogli posiedzieć jeszcze kilka godzin razem i się sobą
nacieszyć. Gdybym miała supermoce to zatrzymałabym czas, byśmy mogli się w
ogóle nie rozstawać.
Skończyłam
robienie herbaty, po czym zabrałam kubki ze sobą i wróciłam do salonu, by
poczekać na Seva. Siedziałam na kanapie i zastanawiałam się, co będzie później,
kiedy nasza piękna bańka zniknie i będziemy musieli wrócić do codzienności. Czy
można było uznać naszą wczorajszą rozmowę podczas zabawy za rozwiązanie
problemów? Być może martwiłam się na zapas, ale po prostu już byłam wyczulona.
-
Coś się stało? – pytanie Severina wyrwało mnie z rozmyślań. Tym razem miał na sobie
już komplet ubrań, więc łatwiej było mi się skupić. – Vicky, proszę, powiedz.
-
Chcę żebyśmy byli szczęśliwi – wyrzuciłam z siebie z szybkością karabinu
maszynowego. – Wiem, że bycie razem nie będzie łatwe ze względu na twój zawód,
ale chcę spróbować. Nie zniosę dłużej tych sprzeczek, tajemnic i niepewności.
-
Też tego chcę, kochanie – odparł z czułością w głosie i pogłaskał mnie po
policzku. – Obiecałem dać ci czas i pewnie nie powinniśmy spieszyć, ale po
ostatniej nocy chyba nam to trochę nie wyszło, co?
-
Tak, to prawda, ale… - zawahałam się na moment i popatrzyłam mu w oczy. – Nie
żałuję tego. I nie tylko tego.
-
A czego jeszcze? – spytał, splatając nasze palce razem. Mały gest, który za
każdym razem wywoływał u mnie uśmiech. – Chętnie posłucham.
-
Nie żałuję, że cię poznałam wtedy w sierocińcu. Nie żałuję, że pojechałam z
Klarą do Klingenthal i zgodziłeś się zostać partnerem na ślub jej mamy. Nie
żałuję naszej kłótni o pierścionek, bo nie wiem czy coś innego dałoby mi
takiego kopa, by napisać ci o Lucasie. Nie żałuję naszego pocałunku w sylwestra
– wymieniałam po kolei, nie odrywając wzroku od Severina ani na moment. – Nie
żałuję, że się w tobie zakochałam.
Blondyn
przyciągnął mnie do siebie i usadowił na swoich kolanach. Zarzuciłam mu ręce na
szyję i go pocałowałam. Długo, gorąco i z uczuciem, które wypełniało każdy nerw
w moim ciele. Oderwałam się od niego i oparłam swoim czołem o jego, przymykając
przy tym powieki. Zastygłam w bezruchu na dobrą minutę, a kiedy otworzyłam
oczy, Sev wpatrywał się we mnie. Obdarował mnie kolejnym ze swoich uśmiechów,
przyspieszając bicie mojego serca.
To
dzięki Severinowi znowu zaczęłam marzyć.
Znowu
czułam się żywa.
Znowu kochałam.
***
Wiem, że krótko, mega słodko i w sumie to nie tak to miałam w planach. Ale to wszystko wina Severina, jego zdjęcia z choinką, jego wczorajszego tweeta do Hilde i jego pięknego swetra. Poza tym są święta, więc stwierdziłam, że dramę sobie zostawię na później.
Kocham was, wiecie? Jesteście najlepsze. I bądźcie takie dalej. Życzę wam wesołych świąt i wszystkiego najlepszego w nowym roku. Wyszalejcie się w sylwestra, niech jedzonko pójdzie w cycki i spełniajcie marzenia! ♥