Duże
prędkości, ten charakterystyczny zapach i wiatr smagający po twarzy – dzięki
temu czuł, że naprawdę żyje. Na swoją pierwszą i ostatnią maszynę zaczął
zbierać po opuszczeniu sierocińca. Każde zarobione pieniądze odkładał, by móc
w końcu kupić upragniony motocykl. Marzył o nim od dziecka i kiedy nareszcie udało
mu się go zdobyć, obchodził się z nim jak z jajkiem. Bał się o nawet
najmniejszą rysę i nie pozwalał nikomu na nim jeździć, mi zwłaszcza. Nie
przepadał też za wspólnymi przejażdżkami, bo był fanem szybkiej jazdy i nie
chciał, żeby stała mi się krzywda. Nie przewidział jednak tego, że to właśnie
on stanie się ofiarą swojej wielkiej motoryzacyjnej miłości.
Zwykły
wrześniowy wieczór, podczas którego leżałam na kanapie, wyczekując jego
powrotu. Nagle telefon ze szpitala, kilka słów wypowiedzianych przez panią po
drugiej stronie i to wystarczyło, by cały mój świat zawalił się w jednej
sekundzie. Kręciłam głową z niedowierzaniem, chcąc odgonić od siebie to, co
właśnie usłyszałam. Nie potrafiłam się rozpłakać, bo próbowałam wmówić sobie,
że to nieprawda, bo przecież on zaraz przekroczy próg naszego mieszkania,
weźmie mnie w swoje ramiona, pocałuje i będzie tak, jak zawsze.
Potem
był już tylko ból, rozlewający się w każdej części mojego ciała, wypełniający
każdy nerw, uderzający z ogromną siłą i odbierający oddech. Pomyślałam o jego
niebieskich jak tafla morza oczach, w które już nigdy nie będę mogła spojrzeć i
zakochać się w nich na nowo. A on nie popatrzy na mnie z czułością i tym
niewinnym uśmieszkiem na twarzy zaraz po przebudzeniu.
Pustka,
której nikt nie potrafił wypełnić. Popadłam w apatię, z której ciężko było mi
się wygrzebać. Zawsze byłam nieufna i zamknięta w sobie, przez co
wychowawczynie w sierocińcu miały ze mną sporo problemów, zwłaszcza gdy byłam
nastolatką, a jak wiadomo nie od dziś – to jest okres buntu i dorastania, kiedy
nie mogłam pogodzić się z tym, co mnie spotkało i że przyszło mi żyć wśród
innych sierot, zamiast w domu z kochającą mnie rodziną. Tylko Lucas potrafił do
mnie dotrzeć, porozmawiać ze mną i przytulić, jeśli tego potrzebowałam. Był ode
mnie o 2 lata starszy, to też kiedy przyszło mu „wyfrunąć” z gniazda, nie
mogłam pogodzić się z tym, że kontakt nam się urwał. Gdy już ponownie się
znaleźliśmy – znowu przyszło mi go stracić, lecz tym razem już nie mogłam go
odzyskać. Zostawił mnie z naszymi niespełnionymi marzeniami i dziesiątkami
planów do zrealizowania. Miałam tak niewiele, a los postanowił mi odebrać
osobę, którą kochałam najbardziej na świecie. Czułam się jakby z jego śmiercią
umarła jedyna dobra rzecz we mnie – miłość jaką go obdarzyłam.
Nie
chciałam wychodzić, rzuciłam dotychczasową robotę i nie miałam ochoty na
rozmowy z nikim. Nie potrzebowałam niczyjej litości czy troski. Dopiero po
czasie zdałam sobie sprawy, że ci ludzie po prostu się o mnie martwili, bo
zależało im na mnie. Na początku przyszło mi na myśl, by sprzedać nasze wspólne
mieszkanie, które było przesiąknięte wspomnieniami, ale Klara mnie powstrzymała
i może dobrze się stało. Poszłam w ślady mojej przyjaciółki, przyjmując
propozycję Sophii, bym podjęła się roboty w sierocińcu, w którym sama się
przecież wychowywałam. Kroczek po kroczku, by ostatecznie stanąć na nogi i
starać się żyć normalnie.
*
To
wszystko, a może i jeszcze więcej, chciałam powiedzieć Severinowi, by mógł
zrozumieć jak cierpiałam, ile straciłam i dlaczego tak dziwnie się zachowywałam
przez cały dzień. Kłóciło się to z moją naturą, ale nie wiedzieć czemu, miałam
wrażenie, że mogłabym mu zaufać i powierzyć wszystkie swoje sekrety. Przez głowę przemknęło mi, że on sam nosił w sobie i ukrywał coś, czego nie chciał nikomu
powiedzieć. I może to właśnie dlatego czułam się swobodnie, przebywając w jego
towarzystwie, zresztą… Znalazł się tu przede wszystkim dzięki inicjatywie panny
Hermann, a jeszcze przyszło mu znosić moje humorki, więc tym bardziej
zasługiwał na wyjaśnienia, jednak wewnętrzna blokada uniemożliwiała mi
wypowiedzenie choćby słówka na temat tego przez co przechodziłam trzy lata
temu.
Po
kilkunastu minutach spacerowania główną drogą, skręciliśmy w jakąś ścieżkę,
cały czas idąc obok siebie w milczeniu. Panująca między nami cisza nie była
krępująca, każde z nas pogrążone w swoich myślach nie chciało przeszkadzać temu
drugiemu. Była połowa października, a mimo to noc była ciepła i sprzyjała takim
przechadzkom. Przechodziliśmy przez most, kiedy to Severin postanowił się
zatrzymać. Oparł się o barierkę i zamyślony wpatrywał się w księżyc. Cholera,
nie było pełni, więc to nie był czas na zamienianie się w wilkołaka. Chyba
naprawdę popadł w jakiś melancholijny nastrój.
Nie
wiedziałam, co kierowało nami, kiedy po dłuższej chwili stania doszliśmy do
wniosku, że byliśmy zmęczeni i położyliśmy się na deskach. Patrzyliśmy w niebo,
które tej nocy przyodziało się w najpiękniejszą ze swoich szat - tę z milionami
gwiazd, które mogły obserwować nas z góry. Wydałam z siebie ciche „jej”, które
nie uszło uwadze Freunda. Skoczek odwrócił głowę w moją stronę z uśmiechem i
przyglądał mi się, dopóki i ja nie przeniosłam wzroku na niego.
-
Jak się czujesz? – zapytał z troską w głosie. Widząc moją minę od razu dodał: -
Jeśli nie chcesz o tym rozmawiać, to nie będę naciskał.
-
Nie w tym rzecz – odparłam prędko i westchnęłam. – W moim życiu wydarzyło się
tak wiele, że nawet nie wiedziałabym od czego zacząć, by móc ci to wytłumaczyć.
On
jedynie pokiwał głową ze zrozumieniem i o nic więcej nie dopytywał. Wiedziałam
jednak, że gdybym zmieniła zdanie, to mogłam po prostu zacząć mówić i wyrzucać
z siebie wszystkie słowa, a on by tego wysłuchał. Po prostu taki był, a jego
nazwisko nie było tutaj przypadkowe.
Po
upływie jakichś dziesięciu, może piętnastu minut, zaczęliśmy się zbierać w
drogę powrotną. Zrobiło się chłodno, więc Sev oddał mi swoją marynarkę, mimo
moich protestów. Kroczyliśmy spokojnie ramię w ramię, gdy wtem dostaliśmy
niespodziankę w postaci deszczu. W tamtym momencie cieszyłam się, że zaraz po
przyjechaniu z kościoła przebrałam się ze szpilek w balerinki, ale tak czy siak
– biegnięcie nie było zbyt wygodne.
-
Dobra, dość – powiedział Sev i nagle się zatrzymał. Popatrzyłam na niego, nie
bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi. – Wskakuj na barana.
-
Oszalałeś?! – krzyknęłam i ruszyłam dalej, lecz on chwycił mnie za nadgarstek i
zatrzymał. – Mam nogi, do cholery! I do tego jestem w sukience… Po prostu nie!
Severin
był głuchy na moje protesty i nie zamierzał mnie puścić, więc dałam sobie
spokój. Musieliśmy wyglądać komicznie, gdy on trzymał mnie na swoich plecach, a
przy tym chichotaliśmy jak uciekinierzy z wariatkowa. Wkrótce dopadło go
zmęczenie, więc ostatni odcinek przebiegliśmy trzymając się za ręce, wybuchając
co chwilę śmiechem i próbując złapać oddech.
Gdy
w końcu znaleźliśmy się z powrotem w domu weselnym, ominęliśmy salę, w której
bawili się goście i skierowaliśmy się na koniec korytarza, gdzie znajdowały się
łazienki, pomieszczenie gdzie trzymano prezenty dla nowożeńców oraz coś w
rodzaju szatni, gdzie wszyscy trzymali swoje rzeczy. Problem w tym, że drzwi
były zamknięte, a klucz miała Klara.
Spojrzeliśmy
na siebie znacząco, po czym zmierzyliśmy się od stóp do głów. Z trudem
powstrzymałam się od kolejnego zaśmiania się i no cóż, nie udało mi się. Freund
zaczął się do mnie zbliżać z rękami wyciągniętymi ku mnie, by móc mnie
przytulić i zmoczyć moją sukienkę jeszcze bardziej. Trzymałam dłonie na jego
klatce piersiowej, próbując trzymać go na dystans, co go tylko rozbawiło.
-
Jesteś głupi.
-
Ty też do normalnych nie należysz.
-
Już się z tym pogodziłam.
Staliśmy
naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem. Znajdowaliśmy się niebezpiecznie blisko
i miałam świetny widok na każdy detal jego twarzy: oczy, uszy i… usta. Usta, od
których dzieliło mnie zaledwie kilka centymetrów. Usta, które ułożyły się w
szelmowski uśmiech. Usta, które mogłabym teraz bez żadnych przeszkód pocałować
i nawet bym tego nie żałowała.
Potrzebowałam
przycisku z napisem stop w swojej głowie,
by nie dopuścić do niczego głupiego. Jego bliskość odbierała mi zdolność
logicznego myślenia, a to nie mogło doprowadzić do niczego dobrego.
-
Tutaj jesteście! – usłyszeliśmy za sobą, przez co natychmiast odskoczyliśmy od
siebie, jakby przyłapano nas na gorącym uczynku. – Gdzie wy byliście? I jak wy
wyglądacie?
-
Poszliśmy się przejść – odpowiedziałam od razu, lecz Klara patrzyła na mnie
podejrzliwie. Blondynka zniknęła ponownie, by wrócić po chwili z kluczem w
ręce. Dziewczyna przemaszerowała na sam koniec szatni i wzięła z ostatniego
wieszaka pokrowiec, w którym miała zapasową sukienkę. – Ratujesz mi życie.
-
Nie po raz pierwszy – odparła zadowolona z siebie, po czym zerknęła na Seva. –
Spróbuję wykombinować jakąś suszarkę.
To
powiedziawszy, zostawiła nas samych. Nie miałam odwagi, by podnieść głowę i
obdarzyć Freunda choćby jednym krótkim spojrzeniem. Przemknęłam się obok niego
i pośpiesznie udałam się do łazienki, żeby się pozbyć mokrych ubrań.
***
Słodko, chyba nawet zbyt słodko, więc sponsorem tego rozdziału jest wiaderko, do którego możecie zwrócić każdą tęczę, która może być efektem przeczytania tego czegoś. No, w sumie to ostatni taki "sielankowy" rozdział, bo potem już zacznę mieszać.
Przepraszam za jakiekolwiek błędy!
Wesołych Świąt, kochani. :*
I co z tego, że słodko, cukierkowo i tęczowo, mnie się tam podobało! Poza tym do tej dwójki takie przesłodzenie nawet pasuje, bo ciągle w głowie brzęczy alarm, że Vicky to szczęście się należy podwójnie. A chwile z Sevem są ewidentnie tymi szczęśliwymi. I myślę, że dziewczyna się przed nim szybko otworzy, skoro już teraz widzi, że może. I ten, co ukrywa (może ukrywać) Freund? Ouch, czyżby jego życie też nie było kolorowe (lub wręcz przeciwnie - zbyt kolorowe?)
OdpowiedzUsuńNie stać mnie nawet na dobry komentarz, trochę żal. Nie mniej jednak oczarowałaś mnie jak zawsze: atmosferą panującą w opowiadaniu i magią.
P.S. Mam wrażenie, że wiem o Vicky dużo, ale niepokoję się, że dowalisz czymś jeszcze. Can't wait!
Dobrze, że Victoria wie, że może ufać Sevowi, chociaż rudym się ufać nie powinno. Ale może jak ten rudy to Freund, to nie ma tego złego?
OdpowiedzUsuńCześć, zajączku, lubię cię!
Jestem pewna, że to powyżej jest dopiero początkiem czegoś pięknego i że Sev musi przejąć inicjatywę i otworzyć się przed Vicky jako pierwszy, bo obawiam się, że ona się na to nie zdobędzie. No, ale... niespodzianki lubię, także rób, co do ciebie należy i pisz jak najwięcej!
Z.
Jeeej, wzruszyłam się niemalże do łez, ja nie wiem, rozchwianie emocjonalne tak bardzo. Ale rozdział piękny. Widać jak ładnie relacja Vicky i Seva się rozwija, jak powoli uczą się sobie ufać, jak się do siebie docierają. A Sevi jest tu taki cudowny, że będę pisać to pod każdym rozdziałem, chyba, że jednak ta jego "tajemnicza" będzie czymś zupełnie zaskakującym i szokującym. Nie no, i tak będę się nim zachwycać, facet ideał, takiego świetnego go stworzyłaś, że ten jego charakter przenoszę do rzeczywistości i wierzę, że on w "prawdziwym życiu" jest taki jaki właśnie w Twoim opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńI w ogóle piosenka z góry rozdział, uwielbiam ją bardzo i już wiem, przy jakich dźwiękach będę dzisiaj zamulać.
A rozdział kocham, naprawdę. Jest świetny. Ja lubię takie słodkie rzeczy, bardzo <3
Weny, weny, weny życzę! <3
Masz rację, idzie cukrzycy dostać.
OdpowiedzUsuńChyba żartujesz sobie ze mnie. Przecież to jest idealnie wyważone! Wcale nie słodkie, po prostu miłe, bo miłe momenty są bardzo potrzebne, aby nie popadać w skrajności. Nie może być ciągle smutno, bo to pociągnęłoby wszystkich w dół, a domyślam się, że nie chcesz tego robić. Także gdy pojawiają się takie promyczki, przebijające się przez pochmurne niebo, które ma nad sobą Vicky, to wtedy jest bardzo pięknie. I nawet, jak ktoś nie ma kompletnie humoru, to uśmiecha się sam do siebie. Także cichaj. Ja się uśmiechnęłam i było mi bardzo przyjemnie czytać o takim wariackim zachowaniu Vicky i Severina. Bieg w deszczu na plecach Freunda? Jeny, widzę to. I ta niewinna scena, gdy byli tak blisko siebie? Bardzo sympatyczna i naprawdę chciało się, aby jednak się pocałowali, ale Ty wiesz, że to byłoby za szybko i lepiej odłożyć to na o wiele lepszy moment.
Ale jeszcze wrócę do początku. Powoli odkrywasz przed nami karty przeszłości Vicky. Wolno, ostrożnie, aby nie zasypać nas informacjami, tylko zostawić coś na potem. Taktyczne zagranie, dzięki temu trzymasz przy sobie dłużej czytelników, którzy muszą dowiedzieć się, co się stało. Pięknie!
Także ta śmierć Lucasa... Przerażająca. Najgorsza jest śmierć wywołana czymś, co się tak kocha. To mi trochę przypomina o skokach i o tych wszystkich upadkach, które przekreślały kariery niektórych zawodników. A tu mamy Lucasa, miłość do motoryzacji... Resztę możemy sobie sami dopisać. Przykre, naprawdę smutne...
Jak zaczniesz mieszać, to ja się już boję. Serio, przyzwyczaiłam się do tego stanu, w którym teraz jesteśmy. No bo c takiego można namieszać z Sevikiem, hm?
Czekam niecierpliwie na następny rozdział. Potwornie wpadłam w to opowiadanie, wiesz? Oby tak dalej!
Kurczę, no ale fajnie jest, takiego szczęścia nie można niszczyć ;)
OdpowiedzUsuńVicky tego potrzebuje, a po tym co przeszła, no to nie ukrywajmy że zawód ze strony kolejnych ludzi byłby chyba nie do zniesienia. A Severin jest tutaj naprawdę kochany, nie wyobrażam sobie jak można przerwać sielankę, kiedy ma się takiego bohatera. (No i wpadłam. Będę sie teraz zachwycać Severinem. Oh God.)
Tak w zasadzie, kiedy pierwszy raz weszłam na tego bloga, już po jego wyglądzie i nazwie wywnioskowałam, że będzie to raczej smutna, przepełniona jakimś żalem i bólem historia. Teraz po tych kilku rozdziałach i po wstępnym poznaniu bohaterów wiem, że nie dopuścisz do tego, aby smutek głównej bohaterki, gromadzony latami, przeważał nad radością jaką może czerpać z życia.
Pozdrawiam i oczywiście czekam na kolejny rozdział z wielką niecierpliwością ;)
Melduję się ^^
OdpowiedzUsuńChyba żartujesz z tym mieszaniem... Przecież jest tak cudownie (może aż za bardzo), że aż żal to wszystko niszczyć :) Nie pozwalam! Vicky ma oparcie w Severinie, może mu ufać i z pewnością już niedługo się przed nim otworzy. Jego nie da się nie lubić, taki kochany słodziak ^^
Cudowna piosenka na początku rozdziału :)
Buziaki :**