czwartek, 26 marca 2015

{ 03 }

Michael Ortega - Inception

Poznałam Klarę, kiedy obydwie byłyśmy jeszcze małymi bachorkami. „Ojciec” zostawił ją niedługo po narodzinach, dlatego też to na jej mamę spadł obowiązek wychowania ją na dorosłą i odpowiedzialną osobę. Jakby było mało problemów, to pani Hermann była wtedy w konflikcie ze swoimi rodzicami, którzy nie potrafili zaakceptować związku z jej chłopakiem. Jak później się okazało – mieli co do niego stuprocentową rację, lecz Anna była zbyt uparta i dumna, by się do tego przyznać. W końcu Klara po kimś to musiała odziedziczyć. To wszystko spowodowało, że matka Klary podjęła się pracy w domu dziecka, w którym już od dłuższego czasu pracowała jej siostra – Sophia, która obecnie była dyrektorką placówki. Gdy Anna była zajęta swoimi obowiązkami, Klarą opiekowała się sąsiadka, jednakże pewnego dnia ta blondyneczka z dwoma warkoczykami pojawiła się w sierocińcu, bo nie miał kto się nią zająć.
Zawsze zastanawiałam się, co skłoniło Klarę, by podejść akurat do mnie. Wokół było tyle innych dzieci, które się bawiły, podczas gdy ja siedziałam z fochem na cały świat i nawet Lucas, który zazwyczaj mnie znosił, mnie olał i pobiegł do swoich koleżków. Każdy normalny też by tak zrobił, ale nie ona. Przez jakieś kilka minut siedziała obok mnie w ciszy, ale dłużej nie mogła wytrzymać, więc zaczęła się ze mną witać, wypytywać mnie o różne rzeczy i ogólnie to byłam trochę poirytowana jej nie zamykającą się nawet na moment jadaczką. Nie potrafiłam przypomnieć sobie momentu, w którym ogarniająca mnie dziecięca złość przeszła i ucięłyśmy sobie jakże życiową pogawędkę na temat ulubionych bajek.
Od tamtej pory, Klara pojawiała się w sierocińcu coraz częściej, nawet wtedy, gdy jej mama zmieniła pracę. Sophia bacznie ją pilnowała i obserwowała jak nasza trójka w składzie ja, Klara oraz Lucas spędzaliśmy razem popołudnia. Lata mijały, a w tej kwestii nic się nie zmieniało, za to nasza przyjaźń się tylko utrwaliła.
Pani Annie z początku nie podobało się to, że jej córka woli spędzać czas w sierotami, zamiast z koleżankami ze szkoły, lecz ta się tym nie przejmowała i robiła swoje. Mama dziewczyny w końcu się do mnie przekonała, gdy na własne oczy zobaczyła jak dobrze się dogadywałyśmy. Zrozumiała wtedy, że nie miała prawa ingerować w naszą przyjaźń, a co więcej – ona naprawdę mnie polubiła.
W końcu i panią Hermann spotkało szczęście. Pogodziła się ze swoimi rodzicami, ale przede wszystkim, to poznała Felixa Mayera. Po 7 latach związku postanowili się pobrać, a ślub miał odbyć się za 2 tygodnie. Oczywiście Klara była podekscytowana tym wydarzeniem, co przekładało się na fakt, że nie mogła zdecydować się którą sukienkę kupić, dlatego miała 3 do wyboru. Ja również zostałam zaproszona, tyle że mój problem nie tkwił w ubiorze, lecz partnerze, a raczej jego braku.
I tu postanowiła wkroczyć moja niezawodna przyjaciółka, która wiecznie miała głowę pełną pomysłów, które nie wszystkim przypadały do gustu. Tak było i tym razem, kiedy zaproponowała mi, żebym zabrała ze sobą Severina.
- Zwariowałaś – oznajmiłam spokojnie, krzyżując ręce na piersi i opierając się o umywalkę. – Ledwo go znam.
- I co z tego? – Klara nie widziała problemu i nadal upierała się przy swoim. – Ja pójdę z Richie, ty z Sevem, będziemy się w czwórkę świetnie bawić.
Pokręciłam głową z dezaprobatą, westchnęłam ciężko, po czym wyszłam z łazienki, a blondynka podążyła zaraz za mną do stolika, przy którym siedzieli Freund i Freitag. Pięć minut później kelnerka przyniosła zamówione przez nas naleśniki. Jedliśmy, rozmawiając przy tym, gdy wtem panna Hermann postanowiła wcielić swój plan w życie.
- Jestem bardzo zdenerwowana tym ślubem mamy – powiedziała z przejęciem w głosie. – Sev, może zechciałbyś towarzyszyć Vicky, hm?
Omal nie umarłam, gdy usłyszałam te słowa. Krztusiłam się jak stary astmatyk, przez co Richard musiał zainterweniować, klepiąc mnie delikatnie po plecach. Przełknęłam kawałek ciasta i wypiłam połowę zawartości szklanki z sokiem pomarańczowym. Zdezorientowany Severin przenosił wzrok to na mnie, to na Klarę i tak w kółko, nie bardzo wiedząc, jak w tej chwili zareagować.
- Victoria jest trochę nieśmiała i głupio jej było cię zapytać – ciągnęła blondynka, jak gdyby nie zauważając jak bardzo ta sytuacja była niezręczna. – To jak?
Zakłopotana zwiesiłam głowę, by nie patrzeć na zajmującego miejsce naprzeciw mnie skoczka. Dlaczego ona musiała narobić mi tyle wstydu? Powinnam była wyjść, nałożyć na sobie worek i nigdy mu się więcej nie pokazywać na oczy.
- To będzie dla mnie przyjemność – padło z ust Seva. Natychmiast się wyprostowałam i spojrzałam na niego, na co on uśmiechnął się do mnie, dodając mi tym drobnym gestem odwagi. – Chyba, że się rozmyśliłaś.
- Nie, nie rozmyśliłam i jestem pewna, że będziemy się świetnie bawić.
To powiedziawszy obrzuciłam Klarę morderczym spojrzeniem, ale ta była z siebie zadowolona, co potwierdziła klaszcząc w dłonie i znowu zaczęła trajkotać jak nakręcona, podczas gdy ja chciałam zapaść się pod ziemię.

*

Sukienka w kolorze szmaragdowym z średnio szerokim pasem pod biustem zakończonym kokardą miała służyć za moją kreację na ślubie i weselu. Sięgająca mi do kolan kiecka miała jedną małą wadę: przy każdym obrocie kręciła się razem ze mną i unosiła trochę do góry, przez co bałam się, że jeszcze mi ktoś cyknie fotkę w stylu tej sławnej fotografii Marilyn Monroe.
Włosy związałam w warkocz i przerzuciłam go sobie przez prawe ramię. Nie potrzebowałam zbyt wielu dodatków, dlatego postawiłam na wisiorek od Sophii, który dostałam od niej na moje ostatnie urodziny oraz na palec włożyłam moją obrączkę, którą nosiłam niezależnie od okazji.
- Vicky, jedziemy!
Klara była zdenerwowana bardziej niż jej mama, a to chyba nie tak powinno być. Już od samego rana wykonała dziesiątki telefonów, by upewnić się, że wszystko będzie tak, jak należy. Pragnęła, by ten dzień był idealny, gdyż uważała, że kobieta, która tyle dla niej poświęciła i robiła za oboje rodziców, zasługiwała na to wszystko i w pełni się z nią zgadzałam.
Wyszłyśmy na zewnątrz, gdzie czekali na nas Severin i Richard, ubrani w eleganckie czarne garnitury. Freund opierał się nonszalancko o samochód i wyprostował się dopiero wtedy, gdy spostrzegł, że się zbliżamy. Natychmiast podeszłam do niego i zaczęłam poprawiać mu krawat, co on skwitował śmiechem.
- Nie jestem w tym dobry – stwierdził z udawanym zawodem w głosie, po czym zlustrował mnie całą. – Pięknie wyglądasz.
- Za to prawienie komplementów wychodzi ci świetnie – odparłam i uśmiechnęłam się do niego. – Dziękuję, ty też nieźle się prezentujesz.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do kościoła, do którego dotarliśmy 45 minut przed rozpoczęciem ceremonii. Od razu udaliśmy się do środka i zajęliśmy miejsce w jednej z pierwszych ławek i czekaliśmy aż msza się zacznie.
Gdy rozbrzmiał Marsz Mendelsona, wszyscy powstali i zwrócili swe oczy ku idącej przez środek kościoła pani Hermann. Trzymała za ramię swojego ojca i widać było zdenerwowanie na jej twarzy. Mijała kolejne ławki, aż przeszła koło naszej, uśmiechając się do swojej córki. Klara nie kryła wzruszenia, a kiedy „tak” padło z ust Anny oraz Felixa, to obydwie się rozpłakałyśmy jak jakieś beksy. Sev i Richie pokręcili głowami, przybierając przy tym minę mówiącą „Ach, te baby”, po czym zaczęli przytulać i uspokajać nas.
Gdzieś w środku poczułam małe ukłucie zazdrości, kiedy patrzyłam na państwa młodych. Ślub w pięknie przystrojonym kościele na oczach rodziny i przyjaciół – to było coś, o czym mogłam jedynie pomarzyć, nie wspominając już o hucznym weselisku. Ja i Lucas zdecydowaliśmy się na skromne przyjęcie, które poprzedzone było zawarciem związku małżeńskiego w urzędzie. Biała suknia i welon wydawały się czymś nierealnym dla mnie. Nie było to aż tak ważne, lecz patrząc na panią Annę pomyślałam, że chciałabym móc przeżyć to, co ona.
- Ej, koniec płakania – powiedział Freund, gdy staliśmy przed budynkiem. Podał mi chusteczkę, patrząc na mnie nieco zmartwiony. – Nie ma dzisiaj czasu na smutki.
- Nie smucę się – odparłam bez przekonania i otarłam mokre od łez policzki. – Cieszę się ich szczęściem.
To mówiąc, spojrzałam na mamę Klary i jej świeżo upieczonego męża, którzy zapakowali się do wynajętej limuzyny, mającej zawieźć ich do znajdującej się pod Berlinem miejscowości, gdzie był dom weselny, w którym wszyscy mieliśmy się dzisiaj bawić i świętować. Dlatego też poszliśmy śladem pozostałych gości i cała nasza czwórka zajęła miejsca w prowadzonym przez Freitaga aucie.

*

Wesele trwało już w najlepsze, kiedy podeszła do mnie Klara i prosząc mnie, byśmy wyszły na chwilkę na korytarz. Zdziwiłam się trochę, ale podążyłam za nią.
- Słuchaj – patrząc na mnie niepewnie. – Moja mama chciałaby, żebyś to ty zagrała im do ich pierwszego tańca.
- Ja?! – krzyknęłam zaskoczona, robiąc przy tym wielkie oczy. – Nie grałam odkąd… No wiesz…
- Wiem, Vicky – powiedziała i westchnęła. – Czy mogłabyś zrobić wyjątek? Proszę.
W tamtej chwili biłam się ze swoimi myślami i sprzecznymi uczuciami. Dziewczyna patrzyła mnie z nadzieją, że się zgodzę i gdyby nie fakt, że była moją przyjaciółką, a jej mama bliską mi osobą, to z pewnością bym odmówiła.
- Zgoda – wydusiłam z siebie to krótkie słowo, które sprawiło jej tyle radości i z wdzięczności rzuciła mi się na szyję. – Hej, już dość, bo Richard będzie zazdrosny.
Klara zaśmiała się i pobiegła do zespołu oznajmić im, że mogą sobie zrobić krótką przerwę. Wzięłam kilka głębokich wdechów, a po chwili siedziałam już na krzesełku przy tym jakże pięknym instrumencie jakim było pianino. Białe i czarne klawisze aż się prosiły, by ich dotknąć. Zerknęłam w stronę stolika nowożeńców i kiwnęłam głową Felisowi na znak, że byłam gotowa. Z łomoczącym sercem zaczęłam grać melodię walca. Spędzili godziny na nauce tańca, które były owocne i w duchu zaciskałam kciuki, by im wyszło.
Przymknęłam powieki i jak za starych dobrych czasów pozwoliłam się nieść muzyce, nie myśląc o otaczającym mnie świecie. Po kilkunastu sekundach zdecydowałam się unieść głowę i ujrzałam dwójkę ludzi patrzących na siebie z miłością i coś sobie szepczących. Od walca przeszłam do nieco bardziej melancholijnej piosenki, która pozwoliła Annie na wtulenie się w swojego męża.
Oczy zaszły mi łzami, więc z ulgą zakończyłam swój mały występ. Rozległy się brawa, a państwo młodzi podeszli do mnie, by mi podziękować za to, co dla nich zrobiłam, mimo iż oboje wiedzieli, ile mnie to kosztowało.
- Lucas byłby dumny, gdyby cię teraz zobaczył – powiedziała przyciszonym głosem mama Klary, by nikt poza mną tego nie usłyszał. – Zresztą… jestem pewna, że cię obserwuje i nad tobą czuwa.
Cmoknęła mnie w czoło i uśmiechnęła się. Odwzajemniłam ten drobny, by po chwili ich przeprosić i wybiec na zewnątrz. Z dala od wszystkich mogłam pozwolić sobie na płacz, który był mi potrzebny. Nie potrafiłam ostatnio robić nic innego, tylko się mazgaić, a to chyba nie na tym polegało życie, by tylko płakać, żalić się i mieć pretensje o wszystko.
- Victoria? – usłyszałam za sobą znajomy męski głos. Wierzchem dłoni otarłam twarz i odwróciłam się do niego przodem. – Dlaczego tak nagle uciekłaś?
- To nic takiego, naprawdę, trochę gorzej się poczułam i musiałam się przewietrzyć – próbowałam go jakoś zbyć, lecz wyraz jego twarzy jasno mówił, że nie wierzy w ani jedno moje słowo. – Jest okej.
- Nie kłam – powiedział oskarżycielskim tonem, co mnie trochę zaskoczyło. Nie miałam wcześniej okazji widzieć go takiego. Był stanowczy, a jednocześnie bijące od niego ciepło sprawiało, że wiedziałam, że nie ma złych intencji, a wręcz przeciwnie. – Udawanie silnej nie sprawi, że faktycznie się taka staniesz.
Poczułam się jak idiotka. Przyjechał tu tak na dobrą sprawę dzięki inicjatywie Klary, podczas gdy ja nie umiałam mu nawet wyjaśnić przyczyny mojego dziwnego zachowania. Wpatrywałam się w czubki swoich butów, gdy nagle Sev ujął delikatnie moją dłoń. Spojrzałam mu w oczy, próbując dowiedzieć się, co teraz zamierza.
- Chodź.
- Nie chcę tam wracać.
- Spacer. Teraz. Idziemy.
W sumie… to przydałaby mi się krótka przechadzka. Nie chciałam być teraz sama. Uśmiechnęłam się lekko do Severina i ruszyliśmy przed siebie, nikomu nic nie mówiąc i nie wiedząc do końca, gdzie nas nogi poniosą.

***

Sev ma puchara, Sev wygrał, Sev jest mitrzem, pis joł madafaka, Diethart dalej nie może znaleźć swojego świniaka. Dobra, to już ta godzina, w każdym razie - trójka za nami, mam nadzieję, że nie spieprzyłam tego opowiadania (jeszcze) i liczę na opinie z waszej strony. No i proszę o głosy w ankiecie na dole. I to chyba tyle. :3
PS. ALE JAK TO KONIEC SEZONU?
PS2. Przepraszam za jakiekolwiek błędy, nie mam siły już się ich doszukiwać :(

7 komentarzy:

  1. Ojej, jak słodko! Mimo całej tragedii, która wciąż odbija się echem w duszy Vicky, wszystko było takie... no urocze. I w swej cukierkowości, wcale nie mdlące, a co ogromny plus! Severin wydaje się być encyklopedią psychologiczną, choć z drugiej strony - czy naprawdę trzeba być ekspertem, by dostrzec czyjeś nieszczęście i nieść pomoc? No nie. Trzeba być Przyjacielem (BADUMTSSS).
    A Klarę tobym zabiła za taki występ, i to boleśnie. Chryste, dziwię się, że Vicky wytrzymała tyłkiem w krześle.
    No ale tym bardziej trzeba ją podziwiać. Tak sądzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jakoś tu weszłam i zostaję, świetnie się to rozkręca ;)
    Vicky naprawdę dużo przeszła, dobrze że ma przy sobie Klarę, bo widać, że to przyjaźń na całe życie.
    Ale ja osobiście zabiłabym ją za taką akcję. Znaczy najpierw pewnie udusiłabym się tym sokiem z moim szczęściem i ciężko byłoby jej wtedy coś zrobić, ale to pomińmy.
    Severin był naprawdę kochany, lubię go takiego, zresztą kogo ja jeszcze nie lubiłam(?).
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy możesz skopiować tego Sevika i mi go dać? Bo ja chcę takiego faceta przy sobie. Jest mega! I wydaje się być najodpowiedniejszą osobą, która może pomóc dźwignąć się Vicky z kolan. I kto wie, może dziewczyna kiedyś nawet podziękuję Klarze za to, eh, odrobinkę żenujące wystąpienie. Swoją drogą, chyba bym udusiła Klarę. Aaa, i Rysiu medyk! On to jednak niesienie pomocy ma w genach :D
    Z niecierpliwością czekam na czwórkę i dobranoc po raz drugi <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Mhm, rozdział sponsorowany przez Seva i Ryśka w garniturach. Do tej pory nie potrafię wymazać tego widoku sprzed oczu. W ogóle, czy wszyscy skoczkowie mogliby zamiast w kombinezonach skakać w garniturach? No bo taki Wank... O Boże. Dobra, nieważne, to taka moja bezsensowna dygresja na początek.
    To takie smutne. Wciąż wiemy niewiele o historii Vicky, albo po prostu jeszcze nie wszystko. Miała męża, ich miłość była potężna, on zmarł... Ale w jakich okolicznościach? Co się stało? Ech, nic dziwnego, że ten ślub był dla niej takim trudnym przeżyciem. Ale przeszła przez to. Ona chyba nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jaka jest silna. Ma dla kogo być silna i naprawdę jej się to udaje. Zresztą nie jest sama. Ma cudowną przyjaciółkę, a teraz może nawet ma i Severina. On był tutaj taki kochany. :) Przez Was coraz bardziej go lubię! Nie lubię Was. :P
    Ogólnie to jest pięknie, cud miód i orzeszki. Czekam na ciąg dalszy! Buziaczki i uściski. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się z panią powyżej - skakanie w garniaczkach to byłoby coś (byleby było bezpiecznie, no!).
    Opowiadanie mnie wciągnęło, więc czekam na więcej :D
    Weny!
    E_A

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, że z takim spóźnieniem, ale w ogóle ostatnio na wszystko brakuje mi czasu... Mam nadzieję, że się nie gniewasz :)
    Wszystko nadrobiłam i zostaję do końca ♥ Powiem szczerze, zaciekawiłaś mnie treścią, ale i oczarowałaś stylem pisania.
    Od razu polubiłam Severina. Taki dobry duszek. Vicky i Klara, czyli dwie przyjaciółki, zawsze potrafiące znaleźć w sobie wsparcie. No i Richard... następny geniusz :)
    Czekam na kolejny rozdział :**
    PS. Zapraszam w wolnej chwili na nowy rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Czy ja czytam coś o tym Rudym Szwabie. Boże święty to już do tego doszło? A najlepsze jest to że to mi się bardzo, bardzo podoba!!

    OdpowiedzUsuń