Michael Ortega - Inception
Poznałam Klarę, kiedy obydwie byłyśmy jeszcze małymi bachorkami. „Ojciec” zostawił ją niedługo po narodzinach, dlatego też to na jej mamę spadł obowiązek wychowania ją na dorosłą i odpowiedzialną osobę. Jakby było mało problemów, to pani Hermann była wtedy w konflikcie ze swoimi rodzicami, którzy nie potrafili zaakceptować związku z jej chłopakiem. Jak później się okazało – mieli co do niego stuprocentową rację, lecz Anna była zbyt uparta i dumna, by się do tego przyznać. W końcu Klara po kimś to musiała odziedziczyć. To wszystko spowodowało, że matka Klary podjęła się pracy w domu dziecka, w którym już od dłuższego czasu pracowała jej siostra – Sophia, która obecnie była dyrektorką placówki. Gdy Anna była zajęta swoimi obowiązkami, Klarą opiekowała się sąsiadka, jednakże pewnego dnia ta blondyneczka z dwoma warkoczykami pojawiła się w sierocińcu, bo nie miał kto się nią zająć.
Poznałam Klarę, kiedy obydwie byłyśmy jeszcze małymi bachorkami. „Ojciec” zostawił ją niedługo po narodzinach, dlatego też to na jej mamę spadł obowiązek wychowania ją na dorosłą i odpowiedzialną osobę. Jakby było mało problemów, to pani Hermann była wtedy w konflikcie ze swoimi rodzicami, którzy nie potrafili zaakceptować związku z jej chłopakiem. Jak później się okazało – mieli co do niego stuprocentową rację, lecz Anna była zbyt uparta i dumna, by się do tego przyznać. W końcu Klara po kimś to musiała odziedziczyć. To wszystko spowodowało, że matka Klary podjęła się pracy w domu dziecka, w którym już od dłuższego czasu pracowała jej siostra – Sophia, która obecnie była dyrektorką placówki. Gdy Anna była zajęta swoimi obowiązkami, Klarą opiekowała się sąsiadka, jednakże pewnego dnia ta blondyneczka z dwoma warkoczykami pojawiła się w sierocińcu, bo nie miał kto się nią zająć.
Zawsze
zastanawiałam się, co skłoniło Klarę, by podejść akurat do mnie. Wokół było
tyle innych dzieci, które się bawiły, podczas gdy ja siedziałam z fochem na
cały świat i nawet Lucas, który zazwyczaj mnie znosił, mnie olał i pobiegł do
swoich koleżków. Każdy normalny też by tak zrobił, ale nie ona. Przez jakieś
kilka minut siedziała obok mnie w ciszy, ale dłużej nie mogła wytrzymać, więc
zaczęła się ze mną witać, wypytywać mnie o różne rzeczy i ogólnie to byłam
trochę poirytowana jej nie zamykającą się nawet na moment jadaczką. Nie
potrafiłam przypomnieć sobie momentu, w którym ogarniająca mnie dziecięca złość
przeszła i ucięłyśmy sobie jakże życiową pogawędkę na temat ulubionych bajek.
Od
tamtej pory, Klara pojawiała się w sierocińcu coraz częściej, nawet wtedy, gdy
jej mama zmieniła pracę. Sophia bacznie ją pilnowała i obserwowała jak nasza
trójka w składzie ja, Klara oraz Lucas spędzaliśmy razem popołudnia. Lata
mijały, a w tej kwestii nic się nie zmieniało, za to nasza przyjaźń się tylko
utrwaliła.
Pani
Annie z początku nie podobało się to, że jej córka woli spędzać czas w
sierotami, zamiast z koleżankami ze szkoły, lecz ta się tym nie przejmowała i
robiła swoje. Mama dziewczyny w końcu się do mnie przekonała, gdy na własne
oczy zobaczyła jak dobrze się dogadywałyśmy. Zrozumiała wtedy, że nie miała
prawa ingerować w naszą przyjaźń, a co więcej – ona naprawdę mnie polubiła.
W
końcu i panią Hermann spotkało szczęście. Pogodziła się ze swoimi rodzicami,
ale przede wszystkim, to poznała Felixa Mayera. Po 7 latach związku postanowili
się pobrać, a ślub miał odbyć się za 2 tygodnie. Oczywiście Klara była
podekscytowana tym wydarzeniem, co przekładało się na fakt, że nie mogła
zdecydować się którą sukienkę kupić, dlatego miała 3 do wyboru. Ja również
zostałam zaproszona, tyle że mój problem nie tkwił w ubiorze, lecz partnerze, a
raczej jego braku.
I
tu postanowiła wkroczyć moja niezawodna przyjaciółka, która wiecznie miała
głowę pełną pomysłów, które nie wszystkim przypadały do gustu. Tak było i tym
razem, kiedy zaproponowała mi, żebym zabrała ze sobą Severina.
-
Zwariowałaś – oznajmiłam spokojnie, krzyżując ręce na piersi i opierając się o
umywalkę. – Ledwo go znam.
-
I co z tego? – Klara nie widziała problemu i nadal upierała się przy swoim. –
Ja pójdę z Richie, ty z Sevem, będziemy się w czwórkę świetnie bawić.
Pokręciłam
głową z dezaprobatą, westchnęłam ciężko, po czym wyszłam z łazienki, a
blondynka podążyła zaraz za mną do stolika, przy którym siedzieli Freund i
Freitag. Pięć minut później kelnerka przyniosła zamówione przez nas naleśniki. Jedliśmy,
rozmawiając przy tym, gdy wtem panna Hermann postanowiła wcielić swój plan w
życie.
-
Jestem bardzo zdenerwowana tym ślubem mamy – powiedziała z przejęciem w głosie.
– Sev, może zechciałbyś towarzyszyć Vicky, hm?
Omal
nie umarłam, gdy usłyszałam te słowa. Krztusiłam się jak stary astmatyk, przez
co Richard musiał zainterweniować, klepiąc mnie delikatnie po plecach. Przełknęłam
kawałek ciasta i wypiłam połowę zawartości szklanki z sokiem pomarańczowym. Zdezorientowany
Severin przenosił wzrok to na mnie, to na Klarę i tak w kółko, nie bardzo
wiedząc, jak w tej chwili zareagować.
-
Victoria jest trochę nieśmiała i głupio jej było cię zapytać – ciągnęła blondynka,
jak gdyby nie zauważając jak bardzo ta sytuacja była niezręczna. – To jak?
Zakłopotana
zwiesiłam głowę, by nie patrzeć na zajmującego miejsce naprzeciw mnie skoczka. Dlaczego
ona musiała narobić mi tyle wstydu? Powinnam była wyjść, nałożyć na sobie worek
i nigdy mu się więcej nie pokazywać na oczy.
-
To będzie dla mnie przyjemność – padło z ust Seva. Natychmiast się
wyprostowałam i spojrzałam na niego, na co on uśmiechnął się do mnie, dodając
mi tym drobnym gestem odwagi. – Chyba, że się rozmyśliłaś.
-
Nie, nie rozmyśliłam i jestem pewna, że będziemy się świetnie bawić.
To
powiedziawszy obrzuciłam Klarę morderczym spojrzeniem, ale ta była z siebie
zadowolona, co potwierdziła klaszcząc w dłonie i znowu zaczęła trajkotać jak
nakręcona, podczas gdy ja chciałam zapaść się pod ziemię.
*
Sukienka
w kolorze szmaragdowym z średnio szerokim pasem pod biustem zakończonym kokardą
miała służyć za moją kreację na ślubie i weselu. Sięgająca mi do kolan kiecka
miała jedną małą wadę: przy każdym obrocie kręciła się razem ze mną i unosiła
trochę do góry, przez co bałam się, że jeszcze mi ktoś cyknie fotkę w stylu tej
sławnej fotografii Marilyn Monroe.
Włosy
związałam w warkocz i przerzuciłam go sobie przez prawe ramię. Nie
potrzebowałam zbyt wielu dodatków, dlatego postawiłam na wisiorek od Sophii,
który dostałam od niej na moje ostatnie urodziny oraz na palec włożyłam moją
obrączkę, którą nosiłam niezależnie od okazji.
-
Vicky, jedziemy!
Klara
była zdenerwowana bardziej niż jej mama, a to chyba nie tak powinno być. Już od
samego rana wykonała dziesiątki telefonów, by upewnić się, że wszystko będzie
tak, jak należy. Pragnęła, by ten dzień był idealny, gdyż uważała, że kobieta,
która tyle dla niej poświęciła i robiła za oboje rodziców, zasługiwała na to
wszystko i w pełni się z nią zgadzałam.
Wyszłyśmy
na zewnątrz, gdzie czekali na nas Severin i Richard, ubrani w eleganckie czarne
garnitury. Freund opierał się nonszalancko o samochód i wyprostował się dopiero
wtedy, gdy spostrzegł, że się zbliżamy. Natychmiast podeszłam do niego i
zaczęłam poprawiać mu krawat, co on skwitował śmiechem.
-
Nie jestem w tym dobry – stwierdził z udawanym zawodem w głosie, po czym
zlustrował mnie całą. – Pięknie wyglądasz.
-
Za to prawienie komplementów wychodzi ci świetnie – odparłam i uśmiechnęłam się
do niego. – Dziękuję, ty też nieźle się prezentujesz.
Wsiedliśmy
do samochodu i pojechaliśmy do kościoła, do którego dotarliśmy 45 minut przed
rozpoczęciem ceremonii. Od razu udaliśmy się do środka i zajęliśmy miejsce w
jednej z pierwszych ławek i czekaliśmy aż msza się zacznie.
Gdy
rozbrzmiał Marsz Mendelsona, wszyscy powstali i zwrócili swe oczy ku idącej przez
środek kościoła pani Hermann. Trzymała za ramię swojego ojca i widać było
zdenerwowanie na jej twarzy. Mijała kolejne ławki, aż przeszła koło naszej,
uśmiechając się do swojej córki. Klara nie kryła wzruszenia, a kiedy „tak”
padło z ust Anny oraz Felixa, to obydwie się rozpłakałyśmy jak jakieś beksy. Sev
i Richie pokręcili głowami, przybierając przy tym minę mówiącą „Ach, te baby”,
po czym zaczęli przytulać i uspokajać nas.
Gdzieś
w środku poczułam małe ukłucie zazdrości, kiedy patrzyłam na państwa młodych.
Ślub w pięknie przystrojonym kościele na oczach rodziny i przyjaciół – to było
coś, o czym mogłam jedynie pomarzyć, nie wspominając już o hucznym weselisku.
Ja i Lucas zdecydowaliśmy się na skromne przyjęcie, które poprzedzone było
zawarciem związku małżeńskiego w urzędzie. Biała suknia i welon wydawały się
czymś nierealnym dla mnie. Nie było to aż tak ważne, lecz patrząc na panią Annę
pomyślałam, że chciałabym móc przeżyć to, co ona.
-
Ej, koniec płakania – powiedział Freund, gdy staliśmy przed budynkiem. Podał mi
chusteczkę, patrząc na mnie nieco zmartwiony. – Nie ma dzisiaj czasu na smutki.
-
Nie smucę się – odparłam bez przekonania i otarłam mokre od łez policzki. –
Cieszę się ich szczęściem.
To
mówiąc, spojrzałam na mamę Klary i jej świeżo upieczonego męża, którzy
zapakowali się do wynajętej limuzyny, mającej zawieźć ich do znajdującej się
pod Berlinem miejscowości, gdzie był dom weselny, w którym wszyscy mieliśmy się
dzisiaj bawić i świętować. Dlatego też poszliśmy śladem pozostałych gości i
cała nasza czwórka zajęła miejsca w prowadzonym przez Freitaga aucie.
*
Wesele
trwało już w najlepsze, kiedy podeszła do mnie Klara i prosząc mnie, byśmy
wyszły na chwilkę na korytarz. Zdziwiłam się trochę, ale podążyłam za nią.
-
Słuchaj – patrząc na mnie niepewnie. – Moja mama chciałaby, żebyś to ty zagrała
im do ich pierwszego tańca.
-
Ja?! – krzyknęłam zaskoczona, robiąc przy tym wielkie oczy. – Nie grałam odkąd…
No wiesz…
-
Wiem, Vicky – powiedziała i westchnęła. – Czy mogłabyś zrobić wyjątek? Proszę.
W
tamtej chwili biłam się ze swoimi myślami i sprzecznymi uczuciami. Dziewczyna
patrzyła mnie z nadzieją, że się zgodzę i gdyby nie fakt, że była moją
przyjaciółką, a jej mama bliską mi osobą, to z pewnością bym odmówiła.
-
Zgoda – wydusiłam z siebie to krótkie słowo, które sprawiło jej tyle radości i
z wdzięczności rzuciła mi się na szyję. – Hej, już dość, bo Richard będzie
zazdrosny.
Klara
zaśmiała się i pobiegła do zespołu oznajmić im, że mogą sobie zrobić krótką
przerwę. Wzięłam kilka głębokich wdechów, a po chwili siedziałam już na krzesełku
przy tym jakże pięknym instrumencie jakim było pianino. Białe i czarne klawisze
aż się prosiły, by ich dotknąć. Zerknęłam w stronę stolika nowożeńców i
kiwnęłam głową Felisowi na znak, że byłam gotowa. Z łomoczącym sercem zaczęłam
grać melodię walca. Spędzili godziny na nauce tańca, które były owocne i w
duchu zaciskałam kciuki, by im wyszło.
Przymknęłam
powieki i jak za starych dobrych czasów pozwoliłam się nieść muzyce, nie myśląc
o otaczającym mnie świecie. Po kilkunastu sekundach zdecydowałam się unieść
głowę i ujrzałam dwójkę ludzi patrzących na siebie z miłością i coś sobie
szepczących. Od walca przeszłam do nieco bardziej melancholijnej piosenki, która
pozwoliła Annie na wtulenie się w swojego męża.
Oczy
zaszły mi łzami, więc z ulgą zakończyłam swój mały występ. Rozległy się brawa,
a państwo młodzi podeszli do mnie, by mi podziękować za to, co dla nich
zrobiłam, mimo iż oboje wiedzieli, ile mnie to kosztowało.
-
Lucas byłby dumny, gdyby cię teraz zobaczył – powiedziała przyciszonym głosem
mama Klary, by nikt poza mną tego nie usłyszał. – Zresztą… jestem pewna, że cię
obserwuje i nad tobą czuwa.
Cmoknęła
mnie w czoło i uśmiechnęła się. Odwzajemniłam ten drobny, by po chwili ich
przeprosić i wybiec na zewnątrz. Z dala od wszystkich mogłam pozwolić sobie na
płacz, który był mi potrzebny. Nie potrafiłam ostatnio robić nic innego, tylko
się mazgaić, a to chyba nie na tym polegało życie, by tylko płakać, żalić się i
mieć pretensje o wszystko.
-
Victoria? – usłyszałam za sobą znajomy męski głos. Wierzchem dłoni otarłam
twarz i odwróciłam się do niego przodem. – Dlaczego tak nagle uciekłaś?
-
To nic takiego, naprawdę, trochę gorzej się poczułam i musiałam się
przewietrzyć – próbowałam go jakoś zbyć, lecz wyraz jego twarzy jasno mówił, że
nie wierzy w ani jedno moje słowo. – Jest okej.
-
Nie kłam – powiedział oskarżycielskim tonem, co mnie trochę zaskoczyło. Nie
miałam wcześniej okazji widzieć go takiego. Był stanowczy, a jednocześnie
bijące od niego ciepło sprawiało, że wiedziałam, że nie ma złych intencji, a
wręcz przeciwnie. – Udawanie silnej nie sprawi, że faktycznie się taka
staniesz.
Poczułam
się jak idiotka. Przyjechał tu tak na dobrą sprawę dzięki inicjatywie Klary,
podczas gdy ja nie umiałam mu nawet wyjaśnić przyczyny mojego dziwnego
zachowania. Wpatrywałam się w czubki swoich butów, gdy nagle Sev ujął
delikatnie moją dłoń. Spojrzałam mu w oczy, próbując dowiedzieć się, co teraz
zamierza.
-
Chodź.
-
Nie chcę tam wracać.
-
Spacer. Teraz. Idziemy.
W
sumie… to przydałaby mi się krótka przechadzka. Nie chciałam być teraz sama. Uśmiechnęłam
się lekko do Severina i ruszyliśmy przed siebie, nikomu nic nie mówiąc i nie
wiedząc do końca, gdzie nas nogi poniosą.
***
Sev ma puchara, Sev wygrał, Sev jest mitrzem, pis joł madafaka, Diethart dalej nie może znaleźć swojego świniaka. Dobra, to już ta godzina, w każdym razie - trójka za nami, mam nadzieję, że nie spieprzyłam tego opowiadania (jeszcze) i liczę na opinie z waszej strony. No i proszę o głosy w ankiecie na dole. I to chyba tyle. :3
PS. ALE JAK TO KONIEC SEZONU?
PS2. Przepraszam za jakiekolwiek błędy, nie mam siły już się ich doszukiwać :(